Jestem nauczycielem języka polskiego w liceum w województwie pomorskim. Raczej nie mam większych problemów z uczniami, utrzymuję z nimi dobry kontakt. Co prawda zdarzają się zarówno tacy, którzy chętnie uczestniczą w zajęciach, a są i tacy, którzy przychodzą na moje lekcje, żeby przez godzinę pospać, pogadać z kolegami z ławki. W skrajnych przypadkach staram się interweniować – zwłaszcza, gdy ich zachowanie zakłóca przebieg zajęć - ale z drugiej strony też nie zamierzam im co chwila zwracać uwagi.
Na co dzień wyznaję taką zasadę, że traktuję licealistów w większości jak dorosłych ludzi, którzy sami odpowiadają za swoje życie. Nie zamierzam nikogo zmuszać do zainteresowania moimi lekcjami, do czytania lektur szkolnych – jak nie chcą, to już ich interes. Z drugiej strony, jeśli nie przygotują się do sprawdzianu, też nie jestem zobowiązany wstawiać im dobrych ocen. Jak dotąd wydawało mi się, że moi uczniowie zaakceptowali ten układ. Co prawda, podejrzewam, że większość z nich przygotowuje się do kartkówek z zadanych lektur czytając tylko streszczenia, ale co ja mogę na to poradzić? Nie mam faktycznie żadnej kontroli nad tym, co uczeń robi poza szkołą i jak woli przeczytać streszczenie niż całą książkę, to i tak się cieszę, że przynajmniej tyle.
Na lekcjach staram się omawiać najważniejsze wątki związane z lekturami, usiłuję się przy tym zainteresować młodzież ich problematyką. Czytamy też fragmenty dzieł, piszemy próbne wypracowania maturalne. Przy omawianiu poszczególnych epok podaję wszystkie ważne hasła, przybliżam uczniom każdą epokę pod względem sytuacji historycznej, światopoglądu, dominujących gatunków literackich, etc. Realizuję w całości program nauczania i wydaje mi się, że z mojej strony robię wszystko to, co mogę.
Ostatnio zostałem zaproszony na rozmowę do dyrekcji – rodzic jednego z uczniów doniósł na mnie, że podobno nie przygotowuję ich do matury. Szkoła ma raczej wysoką opinię jeśli chodzi o jakość kształcenia, więc wiadomo, że dyrektorka nie chce zaniżać poziomu. Zastanawiam się tylko, gdzie tu leży moja wina, skoro to uczniowie nie czytają lektur, nie przygotowują się do sprawdzianów z epok.
Rozmawiałem już z moją klasą na ten temat, ale wątpię, by to wiele pomogło. W mojej opinii język polski jest takim przedmiotem, który każdy może opanować, jeśli tylko chce. Problem w tym, że większości po prostu się nie chce. Są uczniowie, którzy aktywnie uczestniczą w lekcjach, niestety wciąż jest ich zdecydowanie za mało.
Czy Wy również macie podobne problemy? Jak zachęcacie młodzież do zainteresowania Waszym przedmiotem?