fajnyprofesor pisze:Ale z drugiej strony jest to pewna nasza "podkładka" wobec rodziców, którzy tłumaczą dzieci z nieobecności, a co za tym idzie nieprzygotowania do lekcji, notorycznego braku zeszytu itd. Niektóre dzieci koloryzują wymagania nauczyciela, inne nic nie mówią, a potem dwója nie wiadomo z czego i za co...
Swoje wymagania określam jasno. Są one zrozumiałe i dla uczniów, i dla rodziców. Zapoznaję również z nimi rodziców na zebraniu.
Szkolna rzeczywistość nie da się ująć w ścisłe ramy. To nie przepis na ciasto, który można zapisać w punktach i mieć świadomość, że jak to ciasto robimy, to pominięcie któregoś z punktów przepisu lub dołożenie czegoś końcowy efekt zmienić może.
Czy nie widzicie, że całe to spisywanie kontraktów ogranicza tylko możliwości działań nauczyciela. Uczeń zrobi coś, co wyraźnie w kontrakcie zabronione nie jest i co - nie zareagujecie? A jeżeli zareagujecie, to zawsze znajdzie się cwaniaczek, który powie, że tego w kontrakcie nie było. I jeszcze poparcie rodziców mieć może. Mało tego, dyrekcja twardo wymagająca spisywania takich kontraktów też powie, że skoro nie ma tego w kontrakcie, to nie można za dane zachowanie ucznia ukarać czy też określonej rzeczy od ucznia wymagać.
Szkoły nasze zdominowane są ostatnio przez różne eksperymenty oświatowo-psychologiczne. A to najważniejsze są prawa ucznia i wszystko się wokół nich kręci i bada, czy aby przypadkiem w którejś szkole jakiś nauczyciel dopuszcza się zbrodni nie informowania uczniów o nich. To znów kontrakt z uczniami ma być panaceum na wszystkie problemy wychowawcze i dydaktyczne. Już wątpię, pomimo całego swojego niepoprawnego optymizmu, czy kiedykolwiek zwycięży tak zwany zdrowy rozsądek.