No tak. W tym wątku znalazłam problemy z którymi sama się borykam. Na forum dla rodziców dzieci z ADHD dyskutują rodzice. Tutaj dyskutują nauczyciele. I jakoś tak się dzieje, że jak gdyby delikatnie jedni na drugich najeżdżają, ale jedni i drudzy robią dużo dla dzieci i ci co piszą mają sobie mało do zarzucenia. Ja też do takich należę.
Warto by było razem pogadać.
To może zechcecie? Jeszcze mam minutkę czasu.
Dlaczego Silnia w swoim poście podkreślił słowo "planowany"?
Jak Komitet Rodzicielski może wpłynąć na organizację zainteresowań i pokonać bierność uczniów?
Dushka próbuje szukać przyczyny w domach rodzinnych i rodzicach. Zapewne to rzeczywiście sytuacja z wielu domów - opad przed telewizorem.
Mój starszy syn należy do gagtków, którzy od zarania mają kłopoty z zachowaniem w szkole. a moje przekleństwo i hasło życiowe to "być pokonanym i nie ulec to zwycięstwo" (drugiej części nie udało mi się nigdy przeżyć), więc cały czas coś robię żeby dobrze wychować dzieci. I ledwo dyszę, ale...
Próbuję udowodnić synom, że informacje z internetu są nie dla dzieci, bo żeby z nich korzystać trzeba samemu coś wiedzieć, żeby odróżnić bzdurę od informacji. Zachęcam do myślenia i czytania (czytałam starszemu, jeszcze gdy był w brzuszku, aż do skończenia 13 lat. Padłam. Przeszedł na książki słuchane - cały czas zachęcałam czasem zmuszałam do czytania 1 strony dziennie- i wreszcie w ubiegłym roku zaczął czytać!!!!!!!!! PrzeczytaŁ...

Czterej pancerni i pies... Tolkiena nie dał rady....), zachęcam do twórczości i właściwie ze starszym ponoszę fiasko. Coraz bardziej obniżam poziom moich wymagań. Ale to nie chodzi o niemożność intelektualną. On po prostu nie chce wiedzieć więcej i samemu się dowiedzieć (owszem siedząc przed telewizorem to tak, ale widzę, że mu to wylatuje z głowy. Chodzi mi o filmy przyrodnicze, czy też programy historyczne które namiętnie ogląda). Muszę się przyznać, że po doświadczeniu ze starszym młodszego indoktrynuję już na całego. Wpajam: gry komputerowe i internet przynoszą tylko zło, a dobrem tylko mamią i oszukują.
Czas wolny? Jak tylko mogę organizuję. Włączam obu w moją pracę - a mam czasem bardzo ciekawą - to samo robili moi rodzice ze mną, a teraz robią z wnukami. Dzieci owszem chętnie korzystają i uczestniczą: rysują rzuty, robią fotografie, mierzą, słuchają, ale gdy wracają do życia codziennego - czar pryska i w sobotę rano budzi mnie znienawidzony przeze mnie dźwięk telewizora. Mówię im: nie ma obowiązku oglądania programów dla dzieci (a włączają już o 7.30, żeby nie przegapić początku). No i wszystkie moje wysiłki niweczy to pudełko? Już bym je dawno wyrzuciła z domu, ale mój mąż gdy wraca z pracy włącza je. Czy ten jeden powtarzający się regularnie gest może zniweczyć trud nauczycieli, matki i dziadków? No przecież nie!
Ostro interesuję się tematem czasu wolnego moich dzieci. Szukam takich zainteresowań, które wciągną . Udało mi się to połowicznie. Po powrocie z różnych "kółek" konieczny jest opad przed telewizorem. Nic nie może go wypchnąć, zastąpić. Gorzkie to...
Konkretniej: Zawsze dbam o urlop, żeby zapewnić dzieciom ciekawie i aktywnie spędzony czas (rowery, wędrówka, namiot, pływanie, zwiedzanie). Ferie w lesie, kominek, brak łazienki, ogniska w lesie, obserwowanie zwierząt, pokonywanie zadymki, śnieg, sanki - dzieci szczęśliwe - powrót do cywilizacji: jeszcze buty na nogach już komputer włączony: "przecież nie grałem 10 dni!"
Jak za dużo napisałam . To przepraszam.