Mam ogromny problem i nie wiem, jak sobie z nim poradzić. Objęłam w tym roku klasę pierwszą SP. Okazało się, że jest w niej uczennica ze stwierdzoną (?) nerwicą szkolną. W ubiegłym roku dziecko było badane w poradni, kiedy zaczęło mieć problemy w zerówce. Odmawiała chdzenia do szkoły, biła nauczycielkę, uciekała z zajęć nie chcąc w nich uczestniczyć. Naprzemiennie rodzice brali zwolnienia i urlopy aby spędzać z dzieckim czas w szkole, ale na niewiele to się zdało, gdyż dziewczynka i tak wyrywała się opiekunom chcąc opuścić salę lekcyjną. W opiekę nad dziewczynką zaangażowani byli niemal wszyscy pracownicy placówki - zabierali ją do swoich gabinetów, sal, pokoików. Psycholog stwierdził, że należy dziewczynkę zwolnić z zajęć i pozostawić w domu licząc na to, iż sytuacja ulegnie polepszeniu w klasie pierwszej, czyli mojej.
We wrześniu dziecko ochoczo przychodziło do szkoły, jednak w miarę upływu czasu bóle brzucha oraz ich częstotliwośc była coraz większa. Obecnie nie może dokończyć żadnego zadania, kilkanaście razy w ciągu lekcji podchodzi do mnie informując mnie o swoich dolegliwościach pytając jednocześnie, ile jeszcze ma ze mną lekcji, ile zostało czasu do dzwonka itd. Nasila się to szczególnie w dniach, kiedy po zajęciach ze mną ma jeszcze inne lekcje. Oprócz bólów brzucha jest wyraźnie blada (miała wszystkie badania wykluczające chorobę), ma "błędny" wzrok i mam wrażenie, jakby chciała uciec ze szkoły. Próbowałam wielu sposobów na obniżenie jej napięcia, podwyższenie poczucia wartości, przesadzam, daję zadania, które tak chetnie niegdyś wykonywała. Zamiast lepiej jest coraz gorzej.
Bardzo proszę o Pomoc, jakąś radę. Może ktoś miał taki problem i poradził sobie znim. Już zupełmie nie wiem, co mam robić. Powoli brakuje mi pomysłów. Psycholog kazał przeczekać zwalniając z zajęć w zerówce a nas czekają trzy lata. Ratunku!!!