W akcie desperacji postanowiłam poszukać forum, gdzie znajdę nauczycieli, którzy być może będą mogli pomóc mi rozwiązać mi problem z matematyką.
Moja córka, która uczęszcza w tym roku do trzeciej klasy gimnazjum, od pierwszej klasy podstawówki ma straszne problemy z matematyką.
Do tej pory nie zna tabliczki mnożenia, chociaż był okres, kiedy codziennie sobie ją powtarzała. Teraz już odpuściła, bo, jak mówi, nie ma siły na "te dziadostwa".
Kolejną jej wielką kulą u nogi są ułamki - potęgowanie, mnożenie, dzielenie. Czasem ma problemy również ze wskazaniem tego "większego" ułamka (np. wg niej 1/4 jest większa od 1/2 bo ma większą cyferkę na dole).
Nie chcę wspominać już o procentach (nie jest może aż tak źle, ale widzę, jak się męczy), pierwiastkach (z tego powodu dostała ostatnio na kartkówce jedynkę, przez co rozpaczała przez kolejny tydzień)... Nie potrafi zapamiętać Twierdzenia Pitagorasa oraz na czym polegają funkcje. Geometria, kąty, rysowanie... Zadania tekstowe "idą jej", pod warunkiem, że ktoś wskaże jej, na co ma zwrócić największą uwagę. Wtedy rozwiąże je prawie bez problemu, ale przecież na teście gimnazjalnym i na sprawdzianach nie będzie przy niej nikogo, kto by mógł jej pomóc.
Zresztą, problem nie tylko z matematyką, ale i innymi ścisłymi przedmiotami, tyle, że tam nadrobi teoriami.
Myślałam, że to dlatego, iż się nie uczy. Ograniczyłam jej komputer do godziny dziennie, telewizor również. Jednak żadnej różnicy to nie sprawiło.
Sama pomóc jej z matematyki nie mogę, gdyż tak jak ona jestem wielką humanistką (moja córka pięknie pisze, jest najlepszą uczennicą, jeśli chodzi o język niemiecki. Uwielbia historię i biologię.). Dlatego zatrudniałam korepetytorów, mój mąż wielokrotnie jej pomagał (jest wykładowcą na uczelni). Na jakiś czas pomagało, ale po przerwie trwającej dłużej niż 5 dni - wszystko zapominała.
Byłam z nią również u psychologa. Z tego całego badania wynikło, iż ona nie ma żadnych kłopotów, jeśli chodzi o naukę. Zamiast tego, stwierdzono u niej zaburzenia stanów emocjonalnych oraz bardzo niską samoocenę.
Serce mi się kraja, jak widzę jej łzy. Chciałabym jej pomóc, ale zupełnie nie wiem, jak. Codziennie słyszę z jej ust, że jest głupia i nikt jej w żadnej szkole nie zechce. Nie wiem już, co mam robić.
Czy ktoś może mi pomóc?
Nie wiem, czy w dobrym dziale umieściłam temat, dlatego z góry proszę o wybaczenie.