Postautor: katty » 2009-10-20, 18:34
W klasach 1-3 nie ma oficjalnego oceniania. Ewentualna ocena czy też inny kwiatek lub słoneczko jest informacją dla rodzica o stopniu opanowania materiału przez dziecko. Nie widzę nic złego w robieniu sprawdzianów (a w zasadzie na tym etapie to są sprawdziany tylko "sprawdziany" lub nawet "sprawdzianiki"), jest to nieocenione źródło wiedzy na temat tego, co dzieci już przyswoiły, zarówno dla nauczyciela jak i dla rodzica. Zwykło się takie rzeczy zapowiadać, jednak o ile się orientuję, pod względem "legalności" nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w pisemny sposób kontrolować bieżącą wiedzę uczniów. Pozostaje kwestia moralna, moim zdaniem bowiem klasy 1-3 są etapem, w którym dziecko powinno budować pozytywny stosunek do przedmiotu. Taki zaś stosunek łatwiej wypracować pokazując dziecku "zobacz, tyle już umiesz!" (zaś żeby to osiągnąć warto dać dziecku czas na przygotowanie się) niż z nienacka łapać na niewiedzy i pokazywać "patrz, tego, tego i tego nie umiesz!". Wątpliwe wydaje mi się również tak surowe traktowanie drobnych błędów (rozumiem, że dzieci musiały słówka odtworzyć z pamięci i nie miały ich napisanych np. w ramce, żeby dopasować do obrazka?). Niemniej ja na Twoim miejscu zdecydowałabym się na rozmowę z nauczycielem. Nie naskakiwanie na nauczyciela i wytykanie mu błędów, tylko o spokojną rozmowę, by dowiedzieć się, jak cała sytuacja wyglądała. Warto pamiętać, że dzieci czasem trochę inaczej widzą rzeczywistość niż my i to, co nam opowiadają może zostać przez nas błędnie zinterpretowane. Warto też spróbować się dowiedzieć, jakie motywy miała nauczycielka.
Nawiasem mówiąc, zupełnie nie akceptuję toku rozumowania "nie porozmawiam, bo potem nauczycielka będzie się na dziecku wyżywać". Co to znaczy, że będzie się wyżywać? Co będzie robić? Ja bardzo nie lubię sytuacji, w których rodzic ma do mnie jakieś uwagi, ale zamiast przyjść i ze mną porozmawiać na ten temat, skarży się innym i twierdzi, że do mnie nie przyjdzie bo "się będę potem na dziecku wyżywać". Ani mi w głowie się na kimkolwiek "wyżywać", jestem nauczycielką, nie zomowcem, rozmowy z rodzicami są zaś dla mnie bardzo cenne. A ile razy się okazuje, że zastrzeżenia wynikają z czystego nieporozumienia i możnaby rozwiać wszelkie wątpliwości w 5 minut zamiast denerwować się tygodniami?