Jedliński pisze: Zmieńcie tytuł wątku
Zmieniłam.
Sama mam wielu uczniów z opiniami PPP. Nawet i bez tych opinii też potrafię się w miarę szybko zorientować w możliwościach dziecka i jego ewentualnych deficytach.
Nie zawsze jest to możliwe, aby dziecko na lekcji było w stanie pracować w takim samym tempie jak reszta klasy. Gdy wiem, że będzie dużo pisania daję wtedy takiemu dziecku wydrukowane przykłady. Nie musi ich już przepisywać do zeszytu z tablicy tylko rozwiązuje i kartkę do zeszytu wkleja. Przy rozwiązywaniu zadań często pomagam rysunkiem.
Sprawdziany badają dokładnie te same umiejętności, co u pozostałych uczniów, ale niektóre zadania rozbijam na części dając pomocnicze pytania, stosuję większą czcionkę i więcej miejsca na rozwiązanie. Miejsce na zapisanie rozwiązania wykropkowuję lub nawet wstawiam kratki.
Nie daję do rozwiązania zadań dodatkowych, wykraczających poza podstawę programową.
Karolino, sama miałam dziecko z prawie trzyletnim opóźnieniem w rozwoju w stosunku do rówieśników i głęboką dysgrafią i dysortografią (mój przybrany syn, który trafił do naszej rodziny w klasie III).
Większość problemów zniknęła pod koniec klasy IV, ale były to dla mnie i dla niego dwa lata bardzo ciężkiej pracy. Przede wszystkim dla mnie, bo starałam się, aby dla syna przypominało to bardziej zabawę. Teraz jest na trzecim roku studiów.
Kilka wskazówek praktycznych, co możecie na początek zrobić same w domu:
Sprawność rachunkową koniecznie trzeba poprawić poprzez systematyczne ćwiczenie. I nie muszą to być żadne pisane przykłady, nad którymi dziecko siedzi i je rozwiązuje. Podczas zwykłych codziennych czynności domowych "bawiliśmy się " w odgadywanie wyników działań opisujących konkretne sytuacje. Na przykład obierałam ziemniaki a syn miał liczyć ile już ich obrałam. I tu następowało pytanie ile ich obiorę jeśli mi poda jeszcze 8 albo ile musi mi podać, aby wszystkich było 25. Czyli cały czas praca na konkretach i stopniowe przejście do abstrakcyjnego rozumienia liczby.
Dopiero po sprawnym opanowaniu przez syna dodawania i odejmowania przeszłam do nauki tabliczki mnożenia.
Rodzice często mówią, że nie mają na to czasu, a to można robić praktycznie w każdym momencie przy okazji wykonywania innych swoich czynności.
Jak wyćwiczyliśmy tabliczkę?
Najpierw syn liczył kolejno dwójkami do 20 wskazując jednocześnie dla każdej dwójki kolejny palec. Potem bez pomocy palców do 20 i od 20 w dół. Następny krok, to zrozumienie, co to znaczy na przykład 2x4. Układał w 2 rzędach coś, co akurat miałam pod ręką, po cztery elementy w każdym rzędzie i liczył ile ich jest. Po kilku takich ułożeniach pytałam ile by miał, gdyby ułożył 2 rzędy na przykład po 8 elementów. Wymagało to od niego dłuższego namysłu, ale bez pomocy konkretów odpowiadał już bezbłędnie.
Kolejnym krokiem było takie opanowanie, aby podawał wynik z pamięci, praktycznie bez zastanowienia. Wtedy ćwiczyliśmy kolejno 2x1, 2x2, 2x3, ..., 2x10, potem od końca i następnie na wyrywki.
Jak już opanował bezbłędnie dla 2, przechodziłam tą samą metodą do 3, ale do dwójki często wyrywkowo wracałam.
Tą metodą udało się w końcu opanować całą tabliczkę.
Szkoła może i powinna pomóc, ale najbardziej mogą tu pomóc rodzice. Nawet najlepiej poprowadzone zajęcia wyrównawcze trwają tylko jedną godzinę lekcyjną, na których faktycznie trzeba też pomóc dzieciom w opanowaniu bieżącego materiału. W domu pracujemy z dzieckiem "przy okazji", wykorzystujemy różne sytuacje (spacer, wspólne przygotowywanie posiłku, sprzątanie), stosujemy wiele powtórzeń, a to wszystko w szkole nie jest możliwe do przeprowadzenia. Poza tym dziecko nie czuje żadnego stresu, nie obawia się, że inne dzieci nauczą się szybciej, zrobią coś lepiej, a taki stres bardzo hamuje i nie sprzyja kształtowaniu wiary we własne możliwości.
I jeszcze jedna moja rada. Jak najszybciej porozmawiaj z nauczycielami. Poproś o wskazówki jak z córką w domu pracować, aby jej pomóc.
Z punktu widzenia nauczycielki powiem Ci jeszcze jedno. Te dzieci, z których rodzicami udało mi się współpracę nawiązać, znacznie szybciej wyrównują braki i zaczynają odnosić sukcesy. Tam, gdzie tej współpracy brak, gdzie rodzic zasłania się pracą i brakiem czasu, czasami osiągam taki efekt, że dziecko jakoś sobie zaczyna radzić, ale najczęściej tych efektów brak, zaległości się pogłębiają, trudności nawarstwiają i jest coraz gorzej. Nawet jeżeli jedno zagadnienie na bieżąco takie dziecko jest w stanie opanować, to i tak na bardzo krótko. A jeżeli pewne braki zlikwidujemy wcześnie, przezwyciężymy trudności, to potem już większych problemów nie ma.