Postautor: katty » 2012-05-22, 20:27
Muszę się z Wami podzielić pewną sytuacją, bowiem emocje we mnie się wręcz gotują. Mamy uczennicę klasy szóstej, która notorycznie opuszcza szkołę. Ma problem z kilkoma przedmiotami, niemniej oczywiście nauczyciele stają na głowie, żeby wystawić jej ocenę dopuszczającą. Najgorzej ma się sytuacja z historią, bowiem na tych lekcjach ma grubo ponad 50% nieobecności i ani jednej oceny w tym semestrze. Z dziewczyną rozmawiał po tysiąckroć wychowawca, pedagog, psycholog, dyrektor - bez skutku. Na dom nie ma co liczyć, rodzice są niewydolni wychowawczo. Jest też przydzielony kurator, ale niczego to niestety nie wnosi. Uczennica usłyszała bardzo wiele razy, jakie grożą jej konsekwencje, niemniej nic sobie z tego nie robi i dalej opuszcza lekcje. Nauczyciele i dyrekcja chcą za wszelką cenę przepchnąć uczennicę do gimnazjum, żeby pozbyć się problemu..ekhm, to znaczy, "nie zamykać jej drogi". Nauczycielka historii twierdzi, że i tak wystawi ocenę dopuszczającą, bo musi patrzeć całościowo a w pierwszym semestrze taką wystawiła i to wystarczy (w pierwszym semestrze oczywiście ta ocena była za nic, byle nie robić sobie problemu). Przy tym wszystkim dziewczyna jest całkiem inteligentna i myślę, że w głębi serca dobra, wychowuje się jednak w bardzo trudnym środowisku i na dodatek obraca się w niewłaściwym towarzystwie. Moja intuicja podpowiada mi, że dobrze by jej zrobiło poniesienie konsekwencji swojego podejścia do szkoły i zostanie w niej na kolejny rok. Wydaje mi się, że pokazanie jej, że wszyscy jednym głosem "trąbią" wręcz, jak źle postępuje i jak fatalne to będzie w skutkach, po czym wypuszczają ze szkoły za nic, będzie kompletną katastrofą wychowawczą i zrobi dziecku ogromną krzywdę. W gimnazjum problem jedynie się pogłębi. Mimo tego, wszyscy już ją skreślili, stwierdzili, że i tak się niczego nie nauczy i to właśnie zostawiając ją się zrobi jej krzywdę. Nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić, bowiem widzę, że rozmawiam z murem, nie przekonam nikogo. Skąd się takie podejście bierze? Dlaczego nie rozważa się dobra dziecka, tylko swoją wygodę? Dlaczego wszyscy tylko chcą mieć problem z głowy? Podpowiedzcie, co mogę zrobić?