Wiem, że na forum jest co najmniej kilka mniej lub bardziej rozbudowanych topiców na ten temat, ale przeczytałem wszystkie i nie do końca jestem usatysfakcjonowany tym, co przeczytałem.
Uczę już kilka lat w podstawówce i wciąż mam problem. Próbowałem wielu polecanych forum sposobów - kartkówek, i uwag, a w desperacji nawet pał (pod odpowiednim pretekstem oczywiście), praktykowałem też kilka mniej lub bardziej oklepanych sposobów i nic. Dopiero niedawno jedna ze starszych koleżanek wytłumaczyła mi w czym rzecz i myślę, że jest w tym wiele prawdy.
Dopiero teraz zrozumiałem jaką krzywdę zrobiono mi na uczelni. Przyszedłem po studiach z głową wypchaną jakimiś bzdurami - podmiotowość ucznia, partnerskie relacje, komunikaty "ja", jakieś kontrakty (co to u licha ma być? Jak ja do szkoły chodziłem było to nawet nie do pomyślenia!) i tym podobne bzdety, które dotychczas brałem za pewnik wychodząc z założenia że jeżeli tylu wybitnych guru pedagogiki jest bezwzględnie przekonanych o słuszności takiego postępowania, to musi być to racja.
A prawda jest inna troszkę. Doświadczeni nauczyciele, z którymi rozmawiałem, nie potrzebują wcale metod dyscyplinujących, uwag ani wzywania rodziców, ale też nie pieprzą się zbytnio z uczniem - nie stosują komunikatów "ja" i innych metod wyglądających jak żywcem zaczerpnięte z amerykańskiego poradnika dla idioty, tylko są, jak to mówią, ostrzy. I okazuje się, że ostry nauczyciel nawet bez metod aktywizujących radzi sobie z dyscypliną. Przyczyną problemu nie jest zatem też wcale nuda. Uczeń ma się nauczyciela bać (może bać za duże słowo, chodzi o posłuch). Cała reszta układa się potem sama.
No i właśnie tu pytanie - na czym ta ostrość ma DOKŁADNIE polegać? Powiedzmy, że wchodzę do klasy, dwójka gagatków już stoi na parapecie i tańczy gogo (troszkę oczywiście koloryzuję) i... co robię? Jakimi słowami doprowadzić ich do porządku, jaki zastosować ton, co zrobić jak zaczną pyskować i prostestować? Proszę o konkretne porady.