Witam serdecznie. Jestem przede wszystkim wychowawcą w MOS uczę też dzieci swoje dzieci EDB i zajęć technicznych. Zawsze staram się być dla dzieci po przejściach tym najlepszym, najbliższą osobą ( bo czasem tą osobą jestem). A teraz smutna historia:
Jeden z wychowanków zaprosił mnie na urodziny.... Cały miesiąc pytał: pan przyjedzie? Ale na pewno pan przyjedzie? No tak przyjadę... A kupi mi pan jakiś prezent? No coś wymyślę...
Bo wie pan ja bym chciał mieć telefon ale mama zawsze ma na piwo ale dla mnie to nigdy nie ma i ze mnie się śmieją że nie mam telefonu.
No spoko Młody, znasz swojego wychowawcę coś wymyślę...
Ja obleciałem wszystkie lombardy w swoim mieście... Nagle jest telefon - Internet obsługuje sprzedawca: tak obsługuje. Ja: bo wie pan to dla dziecka. Ile pan chce? 200... Ja : ale ja mam 100 to ma być prezent dla dziecka z ubogiej rodziny... Sprzedawca: no dobra 120 i panu sprzedam.
No ok dawaj pan....
Jeszcze tylko spożywczak garść cukierków, jakąś torebka....
Sylwester - ścisły post nic nie piję bo jutro urodziny wychowanka...
1 stycznia - jadę.
Dobry, dobry ! Panie mój brat uciekł z domu pan pomoże bo starzy myślą że ja coś zrobiłem bratu.... Pan pomógł brat się odnalazł.
Moja rozmowa z bratem 'młodego' co się stało że uciekłeś z domu?
- bo rodzice mi powiedzieli że mnie tu nikt nie chcę.
- no ale wiesz że wszyscy się martwią, brat ma dzisiaj urodziny...
-prosze pana pan nic nie wie ...
'młodemu' złożyłem życzenia, jeszcze chwilę zostałem żeby przypilnować żeby 'starzy' nie wlali bratu mojego wychowanka. Już szykuję się do wyjścia
Do widzenia- do widzenia
Mój w-nek: kiedy pan mnie znów odwiedzi?
Ja: nie wiem, może ferie, wakacje itd...
I na tym koniec urodzin.
8 stycznia śpię po nocce w internacie. Dzwonek do drzwi pod drzwiami 8 policjantów. Jeden w mundurze reszta w cywilnych ubraniach.
Chcą przeszukać mój dom... Zabezpieczają laptopa, telefon. Przy okazji depczą mój mundur strzelecki ( dla mnie świętość), robią mega bałagan....
Na koniec policjant mówi mi że matka 'młodego' oskarża mnie o pedofile...
Nogi mi się ugięły... Życie legło w gruzach. W zasadzie to jedyne co to miałem wyobrażenie celi, strażnika i współwięźniów znęcających się nade mną. Minął miesiąc, drugi. Telefon proszę odebrać sprzęt. Sprawa umorzona jest pan niewinny. Niby ulga. Ale dalej biorę psychotropy. Dalej zastanawiam się czy jest sens pomagać? A może trzeba nauczyć się być takim n- Lem jakiego najbardziej nie lubiłem? Jedna lekcja i kilka jedynek ?
Warto jeszcze pomagać a może to nie praca dla mnie? Może jestem za miękki, za dobry.
A może trzeba przyjąć wartości jak w zakładzie karnym litość=słabość ?
Co myślicie jak byście postąpili w mojej sytuacji. Ja mam już dość. 9 lat poświęcania swojego czasu a i nie raz swoich pieniędzy i tyle to aż nadto i starczy.