Mam doła.
Jestem początkującym nauczycielem języka ang.
Zdawałam metodyke nauczania języka na licencjacie i naprawde duzo wdrażam z tych wszystkich książek, kserówek do sposobu mojej pracy.
W klasach początkowych 1-3 problemu nie ma. Mam natomiast trzy klasy 5te, dwie z których sa STRASZNE
wszystko by bylo OK gdyby nie trafiłoby mi się na paru dzieciaków które rozwalają mi ciągle lekcje.
Od samego początku pokazywałam, ze nie wejdą mi na głowę, kiedy krzykne, to krzykne.
Kiedy zagłuszają mnie, mówie specjalnie ciszej, lub czasami milkne i czekam aż sie uciszą.
Tych 'najaktywniejszych' zawsze staram się czymś zajmować.
Ale co zrobić kiedy:
-setne upomnienie 'USIĄDŹ i nie rozmawiaj JAk NA UCZNIA PRZYSTAŁO' nie pomaga?
-uwaga w dzienniku, zeszycie, zgłoszenie do wychowawcy również ma marny efekt?
-postawienie jedynki za prace na lekcji-tylko ich bawi?
-robienie kartkówki co lekcje-też nie robi na nich wrażenia-mimo iż połowa klasy dostaje za to jedynki, które wstawiłam do dziennika, ale nie bede robila lekcja w lekcje kartkowki bo nie starczy mi miejsca w dzienniku, dlatego teraz mysle nad zaliczonym lub niezaliczonym?
Proszę o jakieś rady, naprawde chciałabym czegoś nauczyc te dzieci, dziewczynki sa grzeczne, ale chlopcy-majacy po 11 lat sa nie do ujażmienia.
Ja wiem z emnie testują i pokazuję im na kazdyym kroku ze nie dam się, ale powoli tracę nadzieję ze te wszelkie metodyczne poradniki dobrze mi radzą. Wiem ze ksiazka swoje a praktyka swoje, ale naprawde chcę dobrze, planuje sobie lekcje..i nic. Nawet 1/3 nie zrobie bo połowa lekcji mi przepada na wieczne upominanie:-( Wiem ze nie tylko ja mam ten problem.
Help please...