Wątek ogólno - refleksyjny.
Powiedzcie mi, dlaczego rodzice mają w najlepszym razie postawę obojętną w stosunku do tego, co dziecko przynosi ze szkoły?
Dlaczego - gdy widzi w dzienniczku kolejną słabą ocenę - nie przypilnuje dziecka, by odrobiło zadanie, by sie nauczyło, dlaczego nie przepyta? I ja ni piszę teraz o rodzicach, którzy pracują (choć to absolutnie nie jest wymówka, by dziecko mieć w nosie)! Mało tego - często reakcją na kolejną ocenę niedostateczną jest śmiech i stwierdzenie - ja byłam/byłem taki sam w jego wieku, ja też nie rozumiałam matematyki - noż ręce opadają!
I dlaczego rodzice pozwalają siedzieć godzinami przed telewizorem czy komputerem? Czy to tak trudno zorganizować 10-12latkowi czas?
A dlaczego, skoro wiedzą, że dziecko może chodzić na zajęcia wyrównawcze - nie przypilnują, by dziecko poszło na nie? I - czy rodzicom naprawdę nie zależy na przyszłości ich dzieci? Czy naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, iż jeśli teraz nie przypilnują potomstwa, to ta przyszłość będzie marna?
Czy jesteście w stanie to jakoś wytłumaczyć? Bo mnie tak często ręce opadają, mam wrażenie, że w 80% przypadków mnie zależy na dzieciach bardziej, niż rodzicom, a - mam naprawdę dobrą klasę, bez jakiś patologii raczej. To w takim razie co sie dzieje tam, gdzie są problemy rodzinne?