Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

o tym jakie są, jak sobie z nimi radzić, jak wychowywać bez porażek

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgosi35 » 2008-09-27, 22:38

Nie mówcie tak. Rodzicom zależy, naprawdę.
Małgorzata

Awatar użytkownika
dushka
Posty: 3902
Rejestracja: 2006-08-03, 19:39

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: dushka » 2008-09-27, 22:39

Nie, Małgosiu. Tobie zależy, nie rodzicom. Ty jesteś jednostką, nie ogółem.

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgala » 2008-09-27, 22:49

Znacznej części rodziców zależy, żeby ich dzieci dostawały dobre oceny. Uważają, że ich dziecko jest grzeczne, uczy się, nie spotyka z nieodpowiednimi kolegami, nie pali, ale tego nie kontrolują. Uważają, że przez sam fakt, że to właśnie ich dziecko w szkole powinno być cały czas chwalone i dostawać dobre oceny.
A jeżeli dowiadują się, że dzieciak coś zbroił, to zawsze wtedy jest nie jego wina tylko kolegów, bo go do tego namówili.
Tylko swojej roli w tym wszystkim jakoś nie dostrzegają.

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgosi35 » 2008-09-27, 23:00

Co jeszcze może zrobić rodzic. Pilnować sprawdzać lekcje, przepytywać, ograniczać to co złe, wychowywać. Na 7-8 godzin tracę dziecko z oczu. Wtedy jest pod wpływem nauczyciela i kolegów. potem mamy 4-5 godziny na bycie razem. Z tym że ja muszę jeszcze wypełnić domowe obowiązki. Zresztą po co ja to piszę, Każdy z nas zna to z autopsji. Myślę że wielu rodziców cierpi na chroniczny brak czasu, choć stara się jak może.

Ja w trosce o moje gagatki najchętniej dzwoniłabym do wychowawczyni codziennie, ale to przecież niemożliwe. Mogę opierać się tylko na tym co mówią mi dzieci, a mówią to co jest im wygodne. Na wywiadówce nie ma czasu ani warunków na rozmowę o dziecku.
Nauczyciele muszą radzić sobie z ...,,27 własnych dzieci z większymi lub mniejszymi problemami...'' a rodzice nawet o tych problemach nie wiedzą i to nie z własnej ,często, winy.
__________________________________________________________________________
Najczęściej jest tak... Proszę Pani ja mam 27 dzieci i nie mam czasu zajmować się jednym dzieckiem.
____________________________________________________________________
Moim zdaniem, każdy nauczyciel i każdy rodzic powinien mieć możliwość częstego kontaktu. I nie na wywiadówce - patrz wyżej.
Mam takie głupie pomysły - ale np. telefon służbowy dla nauczyciela z odpowiednim limitem, Prościej - specjalny zeszyt do natychmiastowych uwag i innej korespondencji, wirtualny dziennik, gdzie na bieżąco wpisywane by były wszystkie uwagi i zalecnia, wszystkich nauczycieli.
Małgorzata

Awatar użytkownika
dushka
Posty: 3902
Rejestracja: 2006-08-03, 19:39

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: dushka » 2008-09-27, 23:40

Małgosiu - u mnie są zeszyty korespondencji, rodzice mają telefon do mnie (nie czuję się uwiązana, gdy jest mi to nie na rękę - nie odbieram), maila, prowadzę blog, na którym informuję o bieżących wydarzeniach. Co jeszcze mam zrobić? Zamieszkać z nimi?

A mimo to - powiedz, dlaczego matka, która mieszka 3 kroki od szkoły, pracuje w sąsiednim przedszkolu, przychodzi do mnie omówić sprawy finansowe klasy - NIGDY jeszcze nie spytała, jak dziecko radzi sobie, jak może mu pomóc - pomimo, iż dziecko jest slabiuteńkie, na dzień dzisiejszy nie ma z istotnych przedmiotów oceny wyższej niż 2? Wytłumaczysz to jakoś? Ja nie potrafię.

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgala » 2008-09-28, 00:13

Moim zdaniem, każdy nauczyciel i każdy rodzic powinien mieć możliwość częstego kontaktu. I nie na wywiadówce - patrz wyżej.
Mam takie głupie pomysły - ale np. telefon służbowy dla nauczyciela z odpowiednim limitem, Prościej - specjalny zeszyt do natychmiastowych uwag i innej korespondencji, wirtualny dziennik, gdzie na bieżąco wpisywane by były wszystkie uwagi i zalecnia, wszystkich nauczycieli.

Małgosiu, rodzice moich uczniów mają mój numer telefonu, jestem do ich dyspozycji na każdym okienku (no chyba że muszę iść na jakieś zastępstwo), organizujemy w szkole dni otwarte dla rodziców. Do godziny 19 są wtedy w szkole wszyscy nauczyciele i można spokojne o dziecku porozmawiać. W dzienniczkach zapisywane są uwagi, w zeszytach przedmiotowych informacje o braku pracy domowej.
Jak myślisz, ilu rodziców to czyta i kto na takie spotkania przychodzi? Przychodzą ci, z których dziećmi problemów nie ma, a uwag pisanych przez nauczycieli nie czytają (chociaż wiedzą, że powinni je podpisać).

malgosi35 pisze:Ja w trosce o moje gagatki najchętniej dzwoniłabym do wychowawczyni codziennie, ale to przecież niemożliwe. Mogę opierać się tylko na tym co mówią mi dzieci, a mówią to co jest im wygodne.

Ty to rozumiesz i wiesz, że nie zawsze dziecko powie prawdę. Ale zdecydowana większość rodziców wierzy swoim dzieciom bezgranicznie.

malgosi35 pisze:Na 7-8 godzin tracę dziecko z oczu. Wtedy jest pod wpływem nauczyciela i kolegów. potem mamy 4-5 godziny na bycie razem. Z tym że ja muszę jeszcze wypełnić domowe obowiązki.

My też. Poza domowymi jeszcze w domu mamy obowiązki szkolne. I nie zawsze udaje się wygospodarować kilku godzin na bycie z własnym dzieckiem w sensie dosłownym.
W moim środowisku większość matek zawodowo nie pracuje. Zajmują się domem i pracą w gospodarstwie. Tylko kiedyś w tym gospodarstwie pomagały dużo dzieci. Od najmłodszych lat przyzwyczajane były do pomocy rodzicom. Czasami nawet zbyt ciężko pracowały, ale wtedy autentycznie były z rodzicami. Przy pracy był czas na rozmowę, żarty, bycie razem. Teraz matka siedzi w domu i nie ma czasy przypilnować żeby dziecko lekcje odrobiło, przepytać z tabliczki mnożenia, porozmawiać o tym co się w szkole wydarzyło. Nawet posiłki każdy jada osobno o innej porze.
Pracowałam na półtora etatu. Moja praca po wyjściu ze szkoły nie kończyła się. Wiele jeszcze musiałam zrobić w domu poza normalnymi obowiązkami domowymi. Jednocześnie wychowywałam dziecko z domu dziecka, które strasznie zaniedbane trafiło do nas w wieku 9 lat. Dyslektyk, dysgrafia, dysortografia, zaburzenia emocjonalne, trudności i zaległości w nauce. Ale czas znajdowałam dla niego praktycznie w każdej sytuacji. Można przecież rozmawiać z dzieckiem gotując jednocześnie obiad i przy okazji czegoś je uczyć. I nie chodzi tu o naukę gotowania. Ćwiczyliśmy wtedy tabliczkę mnożenia, utrwalaliśmy reguły ortograficzne, doskonaliliśmy technikę liczenia, słuchałam jego głośnego czytania, wymyślaliśmy zabawne historyjki. W ciągu trzech lat nadrobił wszystkie zaległości. W gimnazjum radził już sobie bez mojej pomocy. Prosił jedynie o sprawdzenie wypracowań. Teraz jest już studentem pierwszego roku pedagogiki z resocjalizacją.
I nie dziw się, że mnie trafia jak przyjdzie mamusia do szkoły i pyta się dlaczego jej dziecko ma takie słabe oceny, a przez cały rok do zeszytu nawet nie zajrzała. Albo podczas rozmowy proszę mamę, żeby dopilnowała dziecko, bo często nie jest przygotowane do lekcji a mama na to, że ona pracuje i nie ma czasu. A ta, która nie pracuje też twierdzi, że czasu nie ma bo przecież cały dom na jej głowie.

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgosi35 » 2008-09-28, 08:53

No to dobiłyście mnie.
Co mi jeszcze przychodzi do głowy.
Maże rodzice słabych uczniów boją się i wstydzą nauczyciela.
Ja znam to uczucie bo mój młodszy nie jest geniuszem.
Małgorzata

Awatar użytkownika
dushka
Posty: 3902
Rejestracja: 2006-08-03, 19:39

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: dushka » 2008-09-28, 09:30

I to jest wytłumaczenie? Nie porozmawiam, nie zainteresuję się - bo ja, rodzic, dorosły człowiek i człowiek który musi być odpowiedzialny za dziecko - wstydzę się?

Nikt nie mówi, że każde dziecko musi być świetnym uczniem. Ale - to, że nie ma zdolności, nie musi oznaczać, że: jego oceny to 1, 2, 3 w najlepszym wypadku, że nie odrabia prac domowych bo nie jest przypilnowane, że siedzi non stop przed komputerem, że ogląda filmy do północy, przeznaczone dla dorosłych, że jest nieuprzejme - i tak dalej.

Rodzice przestają być odpowiedzialni i tyle. Bo - w razie niepowodzenia wygodniej jest winę zwalić na nauczyciela.

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgala » 2008-09-28, 09:59

malgosi35 pisze:Maże rodzice słabych uczniów boją się i wstydzą nauczyciela.
Ja znam to uczucie bo mój młodszy nie jest geniuszem.

A ja wiedziałam jakie mój syn ma trudności i przed nauczycielami tego nie kryłam.
Jeżeli chcę dziecku pomóc, to nie mogę ukrywać pewnych informacji.
A tu mama pojawi się w szkole dopiero jak dzieciak zagrożony oceną niedostateczną i twierdzi, że przecież nigdzie nie chodzi, w domu żadnych obowiązków nie ma, cały czas siedzi u siebie w pokoju i się uczy. Na pytanie, czy do tego pokoju zagląda i sprawdza co faktycznie robi w tym czasie dziecko odpowiada, że nie bo przeszkadzać mu nie chce i dzieciak się denerwuje jak tam zagląda. Pytam co dziecko ma w swoim pokoju. Okazuje się, że oczywiście komputer, wieżę, często również telewizorek.
Mamusia spokojna bo dzieciak w domu, siedzi w swoim pokoju udając, że się uczy, zajmować się nim nie trzeba. A że z pokoju głośną muzykę słychać to dlatego, że tak mu się lepiej uczy. Do czego komputer i internet wykorzystuje też nie wie. "Bo jak przy komputerze siedzi to przecież w internecie sobie czegoś co mu do szkoły potrzebne szuka". Jakie i do której za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju filmy ogląda też pojęcia nie ma. Ale pretensje do szkoły ma, "bo to takie dobre dziecko a nauczyciele się uwzięli".
Nie generalizuję, że tacy są wszyscy rodzice, ale u nas zdecydowana większość.
Zdarzają się również rodzice słabych uczniów, z którymi chętnie i z przyjemnością rozmawiam. Wymieniamy się spostrzeżeniami na temat dziecka, współpracujemy, cieszymy się z odniesionych przez dziecko sukcesów i analizujemy jego niepowodzenia.
Niestety, tacy rodzice należą do wyjątków.

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgosi35 » 2008-09-28, 10:04

Macie rację. Ja próbuję znależć tylko racjonalne wytłumaczenie dla rodziców.
____________________________________________________________
Często jest tak, że słabszy uczeń jest niedojrzały i nie spełnia obowiązków. Nie zapisuje lekcji, prac domowych, co ma przynieść na następną lekcję....
Rodzic nie może go przypilnować bo nie wie czego.
Wiem ile ja się nawalczyłam by mój syn wszystko zapisywał. Jemu się zdawało, że zapamięta. A potem spojrzenie do zeszytu i ,,nic nie jest zadane'', a było i to bardzo dużo. ________________________________________________________
Praca ze słabszym uczniem jest bardzo ciężka. Ja czekam na taki ,,pstryk'' kiedy moje dziecko załapie o co w tym wszystkim chodzi. Jest listopadowym dzieckiem więc był zawsze mniej dojrzały od rówieśników. Jego układ nerwowy też późno ,,dojrzewał''.
Spanie z otwartymi oczami, moczenie nocne, odwracanie liter i liczb. Był diagnozowany i medycznie i psychologicznie (2 razy). Nic nic nie wykazało. Oceny miał zawsze bardzo słabe, choć test na koniec podstawówki napisał na 28pkt. Jest w pierwszej gimnazjum. Czekam na wywiadówkę. Może teraz coś się zmieni. Martwię się o niego. Jaka przyszłość go czeka z tkimi osiągnięciami w szkole.
Małgorzata

Awatar użytkownika
dushka
Posty: 3902
Rejestracja: 2006-08-03, 19:39

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: dushka » 2008-09-28, 10:12

Małgosiu, czasem dzieci późno, naprawdę późno zaskakują. I słabe oceny teraz ni muszą oznaczać złej przyszłości.

Co do tego, że dziecko nie zapisze - a od czego są inne dzieci? Uwierz, że moje matki kontaktują się prywatnie ze sobą, a mimo tego - nie każde dziecko ma pracę domową odrobioną. Skoro matki sie kontaktują, to dlaczego nie spytają kolegów dziecka, czy było coś zadane?

Inna rzecz - mam matkę dziewczynki niepełnosprawnej, która notorycznie się spóźnia. Jakakolwiek impreza pozalekcyjna, w której dziewczynka ma uczestniczyć, przysparza mi nerwów, ponieważ wiem, że matka małą przyprowadzi za późno (mieszkają poza okręgiem szkoły, dojazd tramwajem). I tak bywało już, ze dziewczynka miała występować gdzieś tam, a matka przywiozła ją niemalże po godzinie wyznaczonej, efektem czego dziewczynka nie wystąpiła. Szlag mnie trafia. I zawsze wytłumaczeniem jest: bo tramwaj uciekł. No to ja się grzecznie pytam: dlaczego nie wyjdzie kwadrans wcześniej z domu? Nie pracuje zawodowo! Mówię, tłumaczę - grochem o ścianę.

Dziewczynka dojeżdża przewozem teraz, ale jak tylko zdarzy się, że matka ją sama odwozi - jest spóźnienie. Konsekwencją tego jest brak dodatkowego punktu zachowania (mamy punkty np. za brak spóźnień przez cały miesiąc czy za 100% frekwencję w miesiącu).

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgala » 2008-09-28, 10:24

malgosi35 pisze:Był diagnozowany i medycznie i psychologicznie (2 razy). Nic nic nie wykazało. Oceny miał zawsze bardzo słabe, choć test na koniec podstawówki napisał na 28pkt. Jest w pierwszej gimnazjum. Czekam na wywiadówkę. Może teraz coś się zmieni. Martwię się o niego. Jaka przyszłość go czeka z tkimi osiągnięciami w szkole.

Spróbuj powtórzyć badania. Być może jest dyslektykiem (odwracanie liter i liczb) i wymaga większej ilości ukierunkowanych ćwiczeń. Może uważa, że dla Ciebie najważniejsze są jego wyniki w nauce i jeżeli są słabe boi się, że Cię zawiódł?
Na wywiadówkę nie czekaj. Spróbuj skontaktować się z wychowawcą i szczerze porozmawiać. Syna chwal za postępy nawet te drobne. Jaka przyszłość ze słabymi ocenami go czeka? Tego przewidzieć nie możesz. Nie każdy musi posiadać tytuł magistra. Ważne żeby miał taką pracę, jaka sprawi mu satysfakcję. A poza tym może czymś się bardziej zainteresuje, będzie rozwijał te swoje zainteresowania, poczuje się przez to pewniej i zaczną pojawiać się sukcesy szkolne? Tego życzę.

Awatar użytkownika
dushka
Posty: 3902
Rejestracja: 2006-08-03, 19:39

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: dushka » 2008-09-28, 10:27

Co do przyszłości, mam znajomych, którzy kończyli zawodówkę, potem technikum i szli na studia :) Tak też się da. Ale tak, jak Malgala napisała - nie każdy musi być mgr, zwłaszcza dzisiaj, kiedy nie ma wykwalifikowanych specjalistów w różnych zawodach.

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgosi35 » 2008-09-28, 10:49

malgala pisze:Być może jest dyslektykiem (odwracanie liter i liczb)

Dlatego był diagnozowany. Raz z mojej inicjatywy(Iklasa), drugi z inicjatywy wychowawczyni w III klasie Sz.P. Wszystko wyszło podobno OK. Choć nastawienia do mnie było negatywne, tak jak bym chciała na siłę ,,coś'' zdiagnozować. Dałam sobie spokój. Ja byłam dysortografem więc wiem, że można pewne rzeczy wyćwiczyć i nie chcę na siłę załatwiać doświadczenia dziecku. Mój syn nie potrafi powiedzeć regułek ortograficznych (więc nic nie wychodzi) jeśli natomiast spyta się go o pojedyńcze słowo to wie jak się pisze i dlaczego a potem pisząc robi błąd ortograficzny. Tak samo z dużymi literami. Wyćwiczył już że zdanie zaczyna się dużą literą bo zdarzało mu się pisać z małej, no ale imiona, nazwiska, nazwy bardzo często pisze małą literą. To śmieszne gdyby nie było tak tragiczne. :oops:
Nie mam nadmiernych oczekiwań, cieszę się z nim z każdego sukcesu.
Spróbuję jeszcze raz go przebadać. :(
I dzięki za podniesienie na duchu. Trochę odeszliśmy od tematu.
Małgorzata

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: Rodzice - dlaczego "olewają" swoje dzieci?

Postautor: malgala » 2008-09-28, 11:07

Na badania możesz zgłosić się sama do PPP bez pośrednictwa szkoły. I i III klasa szkoły podstawowej to moim zadaniem zbyt wcześnie by zdiagnozować dysleksję. Zasady ortograficzne jednak musi znać. I nie można podchodzić do tego w ten sposób, że dyslektyk to traktowany musi być łagodniej. Jest oceniany trochę inaczej, niektóre prace może wykonywać na komputerze, ale przede wszystkim musi ćwiczyć, aby pewne rzeczy usprawnić. Dobrze jest jednak załatwiać takie badanie w porozumieniu ze szkołą. A potem szkołę poinformować o jego wynikach.
Mamy w naszej szkole sporą grupę dyslektyków. Poradnia daje pewne wskazania dotyczące pracy z takim dzieckiem. Niektórzy rodzice jednak uważają, że już sam fakt dysleksji zobowiązuje nauczyciela do ograniczenia wymagań i stawiania lepszych ocen. I mówią o tym przy dziecku. Pięknie motywują je do pracy i nastawiają do nauczyciela!


Wróć do „Problemy dydaktyczno-wychowawcze”