Mam taką delikatną sprawę.
Chłopiec z grupy integracyjnej, u którego podejrzewam uu lekkie. Na co dzień mieszka u dziadków (kwestie organizacyjne, i, podejrzewam, nieco wygodnickie ojca też). Tata całymi dniami pracuje, mamy nie ma.
Kontakt z dziadkami mam codzienny, bardzo dobry, aczkolwiek oni nie do końca akceptują to, że mały jest niepełnosprawny (głównie chodzi o kwestie umysłowe, zachowanie - nie o niep. ruchową, którą też ma). Teksty typu: czwórka to bardzo słaba ocena, ochrzanianie za każdą poniżej db itd. - postanowiłam więc skontaktować się z tatą. Dziadkowie są po siedemdziesiątce, delikatnie zwracałam uwagę na niewłaściwe ich podejście, ale boję się poważnej rozmowy ze względu właśnie na ich wiek - dodatkowo informacja o uu lekkim pewnie skutkowałaby porządnym szokiem.
Do rzeczy - z ojcem skontaktowałam się mailowo, nie chciałam dzwonić - wypytywałby przez telefon o co chodzi, a to nie rozmowa telefoniczna. No i tata w dniu spotkania umówionego (sam wyznaczył termin, dostosowując się do godzin podanych przeze mnie) przesunął je na godzinę późniejszą, po czym... nie przyszedł. Nie odpowiada na ponowny kontakt.
W normalnej sytuacji zadzwoniłabym do niego, lub do dziadków. Ale po prostu boję się - ten wiek! Szlag mnie trafia, przecież ojciec olał mnie i - co gorsza - własne dziecko! Zignorował fakt, że jest problem - a w ciągu niemalże 5 lat prosiłam o kontakt tylko raz.
Co byście zrobili na moim miejscu?