Witam!
Pracuję w specyficznym środowisku, z tzw. trudną młodzieżą, ale nie narzekam radzę sobie, niektórzy uważają że nawet świetnie. Konsekwencja, wyrobiona opinia wśród uczniów od lat robi swoje. Nie oczekuje więc psychologicznych frazesów w stylu "Mówić spokojnym ale stanowczym tonem..." itd.
Oczekuję poważnej rady, co (jeszcze) można zrobić w takiej sytuacji.
Mamy w szkole ucznia, który do niedawna nie był specjalnie moim problemem i znałam go raczej z nauczycielskich pogawędek. Ale cóż, jedną z kolejnych kar przewidzianych w statucie jest karne przeniesienie do klasy równoległej, co też uczyniono. Padło na mnie.
Po krótce osławiona biografia ucznia.
Uczeń przychodzi do szkoły jako wizytator, bez plecaka a więc jakichkolwiek zeszytów, przyborów, książek. Przychodzi na wybrane lekcje i w wybranej przez niego chwili (10, 30 min lekcji nie ma znaczenia), standardowo ubrany w czapkę i kaptur (wiosny kolega jeszcze chyba nie zauważył), siada gdzieś najczęściej wyciąga komórkę i jak ma dobry humor to siedzi cicho, jak gorszy to np rozmawia przez telefon, chodzi po klasie, rzuca przedmiotami, przezywa kolegów, ubliża nauczycielom, ignoruje ich itd.
Rodzice nie są w stanie wpłynąć na ucznia. Uczeń ma przyznanego kuratora, ale cóż owa tajemnicza osoba jest chyba bardzo zajęta.
Mamy w szkole fantastyczną pedagog, pisma do sądu wysyłane są regularnie.
Sporządzane są notatki, uwagi itd, ale chyba nie o to chodzi żebyśmy mieli ładnie w papierach.
Czy ktoś ma pomysł na działanie (kolejne!) wychowawcy, pedagoga czy dyrektora które przyniesie jakiś efekt.
W szkole jesteśmy bezsilni, choć mamy doświadczenie w pracy ze specyficzną młodzieżą (gimnazjum), organa prawne realizują jakieś opieszałe procedury, robią swoje (albo i nie), a my pracujemy, albo najczęściej nie (bo nie jestem typem nauczyciela który przymyka oko na ucznia i dzielnie prowadzi lekcję dalej).
POMÓŻCIE. Nie wierzę, że nie da sie w tym kraju rozwiązać takich problemów, zanim wydarzy się coś czym zainteresuje się prasa.