Eee, tam. Sama to zrobiłam. I sama już na to wpadłam. Oto efekty:
Wchodzę do klasy. Czekam, stoję i patrzę na nich( krzyczeć mi się nie chce, hałas jakby odrzutowiec startował). Ale że stoję długo, to w końcu domyślają się, że trzeba wstać, uciszają się. Trwa to jednak dłuuuugo. I MIMO , że robię to za każdym razem, trwa to długo, a do klasy nadal wchodzą z hałasem. Ledwo pozwolę odpowiedzieć mi "dzień dobry" i usiąść, zaraz zaczynają się...rozmowy, poszturchiwania, ktoś komuś książkę zabierze, piórnik, słychać skargi "a proszę pani, on mi to i tamto..."
Dobrze, proszę usiąść. [czekasz, reagujesz na ewentualne zakłócenia]
No i to są te ew. zakłócenia. W końcu trzeba krzyknąć, inaczej mogę sobie czekać na "ustanie zakłóceń" do końca świata( wiem, próbowałam!).
-
Za chwilę poproszę kogoś do odpowiedzi. W tym czasie każdy z obecnych w klasie uważnie słucha odpowiedzi kolegi czy koleżanki
Każde zadanie pytania to katalizator, który ich "odkręca". Lepiej o nic nie pytać, bo nie sposób wyegzekwować owego "podniesienia ręki" i cierpliwego czekania, aż nauczyciel pozwoli na odpowiedź. Zawsze jakichś trzech, czterech zaczyna krzyczeć, niektórzy nie na temat. Ale myślałam, że wzywanie do odpowiedzi ich uspokoi i inaczej nastawi na resztę lekcji. Owszem, działa, na krótką chwilę, zanim kogoś nie wybiorę. Oczekiwać, że uczniowie będą w skupieniu i ciszy słuchać odpowiedzi kolegi to być strasznie naiwnym. Ja w tym miejscu, ZANIM zacznę pytać muszę zadawać im coś do pisania. Wtedy jest jakaś szansa, że będzie względna cisza.
Pomysł jest stary jak świat, wcale nie rewelacyjny. Przetestowałam już różne odmiany tegoż i zawsze mam takich uczniów w klasie, na których to zwyczajnie n ie działa. Obecność takich uczniów sprawia, że reszta też się ożywia( wiem, mam porównanie- kiedy ich nie ma, jest o niebo spokojniej). Kiedy patrzę spokojnie i "matowym głosem" zwracam się do jednego, spokojnie mówiąc" Czy wszystko zrozumiałeś, kolego? -On zaczyna nerwowo chichotać i odpowiada np. - Nie, bo jestem *** i głupkowato się śmieje, reszta klasy- w śmiech gromki...I tak całą lekcję. Mogę sobie być spokojna , opanowana, surowa, konsekwentna- są tacy, na których to nie działa i już. Nie mają zahamowań, nie boją się, nie potrafią usiedzieć w miejscu, nie interesuje ich lekcja.
Powiem tak- to działa na większość. Ale i tak zawsze znajdą się uczniowie, który są na tę wspaniałą metodę odporni.
U nas w szkole całkiem cicho miał tylko nauczyciel, który potrafił wrzasnąć na ucznia, ale tak, że ja się zaczynałam bać. Wrzaski- szczególnie przy tak donośnym głosie, plus zero uśmiechu na twarzy ...działa lepiej. Z praktyki to wiem. Niestety- nie mam tak donośnego głosu, tak pokaźnej postury ciała i do tego zdarza mi się mieć miły wyraz twarzy. Do kitu.