Dzień dobry,
Od miesiąca pracuję jako nauczyciel języka angielskiego w przedszkolu, kocham dzieci, praca z dziećmi to było dla mnie marzenie. Ale... po pierwszym miesiącu wracam prawie z płaczem do domu. Bywają takie dni, że wracam jak na skrzydłach, bo dzieci ładnie uczestniczą w zajęciach, są uśmiechnięte, zadowolone, dostanę jakiś obrazek, albo kasztana, dziecko mówi że 'fajny ten angielski'. Niestety bywa i tak, że mam ochotę zrezygnować, mam myśli że się nie nadaję, nie radzę sobie. Uczę w kilku przedszkolach, w jednym nie mam najmniejszych problemów z dyscypliną, w innym jest ze mną jeszcze jedna Pani (nauczycielka dzieci), bo jest to grupka maluszków (1,5-2,5), ale jest jedno przedszkole gdzie mam najwięcej grup i jest mi bardzo ciężko. Większość dzieci uczestniczy w zajęciach, ale mam ok 10 dzieci, które potrafią mi zniszczyć całe zajęcia. Wskakują na stoły i ławki, chowają się za szafami. Mam wrażenie, że chcą zwrócić na siebie uwagę. Dodam, że jestem zatrudniona przez prywatną firmę, która 'uczy' konkretną metodą, podczas zajęć dużo się ruszamy, więc nie wiem jak dzieciom może brakować ruchu Staram się wzmacniać pozytywnie, dostrzegać choćby najmniejszą poprawę w zachowaniu, mam system naklejek dla grzecznych dzieci (i muszę wypracować konsekwencję w ich rozdawaniu, to na pewno mój pierwszy grzech). Mam problemy z zapanowaniem nad grupą, w większości nad konkretnymi dziećmi. Czuję się bezradna i bezsilna. Zastanawiam się czy nie poprosić Panią Nauczyciel żeby uczestniczyła z nami w zajęciach, chociaż przez jakiś czas, ale czuję się jakby to była moja osobista porażka Może ktoś doświadczony pomoże mi, postara się doradzić, doszuka się jakiś moich błędów, albo po prostu napisze, że jego początki też były koszmarne:(
Bardzo potrzebuję Waszej pomocy