Na dwadziescia lat pracy jeszcze nie zdarzyło mi sie mieć telefonów od rodziców nie radzących sobie z dzieckiem - chociaż rodzice mają mój numer i maila
sprawy prywatne jako wychowawcę interesują mnie o tyle, o ile wpływają na funkcjonowanie dziecka w szkole - nie postawię jedynki za brak pracy dziecku, którego babcia wczoraj zmarła
oczywiście ze rodzic jest od zadbania o dziecko - ale nauczyciel jest specjalistą o określonych kompetencjach, który ma obowiązek rozpoznać problem i wskazac go rodzicowi
podam przykłąd: dziecko wciąż myli litery, zamiast p pisze b itd
to ja wiem, ze może mieć zaburzony słuch fonematyczny, rodzic nie musi tego wiedzieć; rodzic wie, ze dziecko myli litery. Do mnie należy zasugerowanie zasadności badań logopedycznych, do rodzica pójście na te badania. Badania pokazały że wszystko ze słuchem fonematycznym ok, do mnie należy wskazanie drugiego tropu - badanie ortoptyczne. A do rodzica wykonanie ich. Dziecko nie potrafi mnożyć i dzielić. Do mnie należy poszukanie różnych metod i form pracy, aby dziecko pojęło, na czym to polega, do mnie należy też zaproponowanie ćwiczeń do domu - do rodzica dopilnowanie zrealizowania tych ćwiczeń. Tak własnie rozumiem kompetentność i sumienność w tej pracy. Jak i w każdej innej - jak niepokoi mnie coś, udaję się do fachowca, od którego oczekuję, ze będzie wiedział co się dzieje i będzie wiedział jak to naprawić.
I jeszcze jedno mi się nasunęło: bardzo zmienia się punkt widzenia młodych nauczycieli, jak sami mają dzieci w wieku szkolnym. Naprawdę bardzo.