Witam,
piszę tutaj, ponieważ jestem w szoku. Do teraz nie mogę się pozbierać. W III klasie gimnazjum zadałam klasie do napisania rozprawkę, w której mieli uzasadnić tezę, że bohaterowie lektur mogą pomóc człowiekowi w podejmowaniu osobistych wyborów. Przeczytałam wszystkie, jedne lepsze, drugie gorsze, ale wypracowanie jednego z chłopaków wyprowadziło mnie z równowagi. W rozprawce obalał tę tezę, twierdząc, że te wszystkie książki są do niczego, że w Polsce, trzeba kraść, żeby coś osiągnąć "kto kombinuje, ten żyje". Napisał o jakimś kieszonkowcu, który teraz jest jednym z bogatszych ludzi w Polsce. O humanistach wypowiedział się jako o bandzie idiotów, która nie wie, czym jest życie, bo się naczytała zbyt wielu książek. Podsumował również nauczycieli jako grupę zawodową i mnie jako polonistę. Np. "Nie sztuka skończyć studia i iść uczyć do szkoły, nie dorabiając się niczego w życiu, sztuką jest stworzyć coś z niczego." "To człowiek sukcesu, a nie jakiś szary kujon, który z braku laku skończył jako nauczyciel". "Ludzie się kształcą na studiach humanistycznych, czytają ten pisarski bełkot i myślą, że są mądrzy, a w rzeczywistości żaden z tych studentów humanistycznych o życiu nic nie wie i potem taka pani polonistka, każe mi pisać rozprawkę o jakiś bohaterach literackich. Za to ja dziękuję."
Szczerze Wam powiem, że nie wiem, jak mam na to zareagować. On najzwyczajniej w świecie mnie obraził nie tylko jako nauczyciela, ale jako człowieka. Mam z nim porozmawiać, w stawić mu pałę za tę rozprawkę, zgłosić wychowawcy??? Dodam, że na lekcjach w tej klasie mam dyscyplinę, nigdy nic złego nie usłyszałam i wydawało mi się do tej pory, że relacje z uczniami w tej klasie mam dobre. Uczę w szkole dopiero 2 rok, nie miałam wcześniej takich "historii". Co robić??? lidka1111