Szanowni forumowicze,
mam raczej nietypowy problem. Otóż moje losy tak się potoczyły, że jak dotąd nie pracowałem w szkolnictwie. Po studiach (ukończyłem pedagogikę oraz filozofię) zajmowałem się zawodowo badaniami społecznymi. Zawsze jednak chciałem być nauczycielem. Mam świetny kontakt z dziećmi, czuję się doskonale tłumacząc coś, wyjaśniając, udzielając korepetycji. Moim problemem jest jednak wiek (aż 36 lat) i brak doświadczenia.
We wrześniu złożyłem podanie do pracy nauczyciela świetlicy. O dziwo, zostałem zaproszony na rozmowę (zaznaczam, że nie po znajomości).
Rozmowa z dyrektorką była bardzo ok., ale okazało się, że mimo 5-letnich studiów pedagogicznych (specjalność: resocjalizacja) - nie mam uprawnień pedagogicznych.
To stało się dla mnie impulsem do ich uzyskania, więc od października tego roku podjąłem studia zaoczne na polonistyce (dawno temu już ją studiowałem, więc teraz mogę ukończyć ten kierunek w dwa lata, bo część przedmiotów zostanie mi przepisana).
Moje pytanie do ludzi z branży - czy mam jakiekolwiek szanse na zatrudnienie w szkole? Co robić, by je ewentualnie uzyskać?
Uprawnienia do nauczania polskiego w podstawówkach zdobędę dopiero za 1,5 roku, więc jak w tym czasie zaczepić się w edukacji? W jaki sposób wypracować sobie choćby minimalne doświadczenie? Czy fakt posiadania trzech dyplomów (pedagogika, filozofia i docelowo - polonistyka) może być atutem w oczach dyrektora?
Sądzę, że prawda jest mimo wszystko jednoznaczna: nikt nie będzie ryzykować zatrudniania człowieka w tak późnym wieku, bez stażu. Wiem, że to dziwnie brzmi - pchać się do szkoły w czasie niżu demograficznego i cięć etatów. Ale bywa, że życie tak się układa. Mam zatem próbować czy jednak rezygnować z marzeń?
Proszę o szczere odpowiedzi. Kawa na ławę:)
Z góry dziękuję i pozdrawiam.