prof. dr hab. Marta Bogdanowicz
Instytut Psychologi Uniwersytetu Gdańskiego
Szanowna Pani Profesor
Uprzejmie przedkładam informacje, które jak jestem przekonany, zasługują na analizę i zajęcie stanowiska.
Według statystyk KG Policji w 2013r. samobójstwo stricte z powodu problemów szkolnych popełniło w Polsce 27 osób. Łącznie w 2013 r. samobójstwo popełniło 459 osób w wieku 10 -19 lat. Nie wiadomo, w jakim stopniu w danym przypadku do śmierci młodej osoby przyczyniły się problemy szkolne. Według prof. Marii Jarosz na jedno samobójstwo przypada 10 prób samobójczych. Gdyby podana liczna osób została pozbawiona życia w sposób okrutny, bo poprzez doprowadzenie do targnięcia się na życie, przez jednego zwyrodnialca, mówiono by o seryjnym mordercy, a nawet zbrodniarzu. Na pewno należy zmierzyć się z pytaniem, kto w naszej rzeczywistości jest uosobieniem tego seryjnego mordercy, który doprowadza do śmierci tak wielu młodych ludzi?
W świetle aktualnych przepisów prawa oświatowego nie powinno dochodzić do samobójstw z powodu problemów szkolnych. § 3. 1. pkt. 9) ROZPORZĄDZENIA MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 30 kwietnia 2013 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach, nakazuje objęcie pomocą psychologiczno-pedagogiczną ucznia, którego dotknęły niepowodzenia edukacyjne. Przepis § 6. 1 a ROZPORZĄDZENIA MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 30 kwietnia 2007 r. w sprawie oceniania uczniów nakazuje nauczycielowi dostosowanie wymagań edukacyjnych, do indywidualnych potrzeb rozwojowych i edukacyjnych oraz możliwości psychofizycznych ucznia objętego pomocą psychologiczno-pedagogiczną. Na skutek dostosowania nauczyciel powinien wymagać od ucznia tylko tego, czemu on potrafi sprostać. Wtedy uczeń zaczyna otrzymywać dobre oceny. Przywraca to u niego wiarę we własne możliwości i sens uczenia się, stąd ustaje ewentualne zagrożenia samobójstwem z powodu trudności szkolnych. Z pewnością wiele z opisywanych samobójstw zostało popełnionych z powodu braku dostosowania wymagań edukacyjnych do możliwości uczniów.
Dostosowanie wymagań oznacza zejście poniżej podstawy programowej, bo w innym przypadku nosi cechy fikcji. Obecnie zejście z wymaganiami poniżej podstawy programowej zostało zakazane na zasadzie autorytetu naukowego przez Panią prof. dr hab. Martę Bogdanowicz. Pani prof. Marta Bogdanowicz rekomenduje też nauczycielom, żeby w przypadku braku współpracy rodziców danego ucznia ze szkołą odłożyć opinie poradni psychologiczno-pedagogicznej i wrócić do niej jak rodzice i uczeń się poprawią ( strona jw.). Wydaje się, że można oczekiwać, iż zarówno Pani prof. Marta Bogdanowicz jak i środowisko naukowe zmierzy się ze skutkami opisanych wypowiedzi Pani Profesor, zwłaszcza w kontekście danych o ilości samobójstw wśród uczniów.
Problem dostosowania wymagań dotyczy zwłaszcza dyslektyków. Powszechnie znane wyniki badań naukowych wskazują, że ok. 10% uczniów posiada specyficzne trudności w uczeniu się określane m.in. mianem dysleksji. Wskazują też, że u 4% uczniów objawy dysleksji mają charakter nasilony, a u 10-30 % dyslektyków obserwuje się także symptomy ADHD. Opisani uczniowie nie mają żadnych szans nadążania za programem szkolnym. W szkole podstawowej nie są w stanie opanować umiejętności pisania i czytania. Oni to widzą, wiedzą o tym, czują się gorsi i jest to źródłem ich wielkiego stresu. Dyslektyk Jacek Kuroń opisywał, że ciągle dręczyły Go pytania. O co tu chodzi? Dlaczego inni potrafią, a ja nie? Dlaczego akurat mnie to dotknęło? Pisał, że ciągle żył w strachu, iż nauczyciel znowu Go o coś zapyta, i wszyscy będą się z niego śmieli. Takie ciągłe zadawanie uczniowi pytań, na które, co nauczyciel wiedział, nie potrafi on odpowiedzieć, prowadzi do stałego ośmieszania i upokarzania ucznia. Według psychologów jest przejawem stosowania wobec niego terroru psychicznego, uważanego za jedną z najbardziej perfidnych form maltretowania. Pozostaje niezauważalne przez uczniów, w tym przez maltretowanego, którzy uważają, że tak po prostu musi być. Jednak dewastuje ono psychikę młodego człowieka pozostawiając okrutne piętno na całe życie. Jack Kuroń miał silną psychikę i potrafił się obronić. Pomogło Mu postępujące z wiekiem zanikanie objawów dysleksji. Swoje życie szkolne skwitował powiedzeniem, "dyslektyk woli iść do więzienia, niż chodzić do szkoły". Prawdopodobnie przejawem solidarności z towarzyszami niedoli było wprowadzenie "kuroniówek" i "zup Kuronia". Na pewno nasuwa się pytanie, jaka liczba, spośród 6 101 osób, która w 2013 popełniła samobójstwo, uczyniła to po części z powodu wieloletniego przebywania w szkole, gdzie ich udziałem był los gorszy, od losu więźnia?
Najczęściej uczeń z dysfunkcjami jest w polskiej szkole gnębiony przepytywaniem z zagadnień, których nie jest w stanie opanować. Nauczyciele odmawiają mu prawa do sukcesu szklonego, wystawiając wyłącznie niskie oceny. Na forum
http://www.45minut.pl/forum/topics28/zm ... t14062.htm przeczytałem wypowiedź nauczyciela, że promowanie ucznia, który w wyniku dostosowania wymagań opanował jedynie niewielką część materiału szkolnego ośmiesza nauczyciela. Kiedy go ośmiesza? Na egzaminie zewnętrznym? Można tego ośmieszania uniknąć. Wystarczy wystawić jedynkę i nie dopuścić ucznia do egzaminu. Taki właśnie przypadek opisuje Gazeta krakowska
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/5 ... l?cookie=1. w artykule "Pochowano ucznia, który popełnił samobójstwo". Cytuję za gazetą: " - Miał problemy z pracownią ekonomiczną. Nauczycielka tego przedmiotu jest bardzo ambitna, chce mieć stuprocentową zdawalność na egzaminie zawodowym, dlatego uwzięła się na Pawła - twierdzi jedna z uczennic. - Nie chciał wycofać deklaracji o przystąpieniu do egzaminu, dlatego dała mu jedynkę, żeby w ogóle nie miał możliwości zdawania - dodaje kolejna uczennica. Pozostali kiwają głowami."
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w polskiej edukacji zaczęły rysować się zmiany dające szansę na doprowadzenie do stanu, w którym szkoła dla dyslektyka mogła przestać być miejscem gorszym od więzienia. Prawdopodobnie były pochodną wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, i czerpania z dorobku cywilizacyjnego także w zakresie solidarności społecznej, w tym tolerancji dla słabszych i rozumienia ich problemów
Wprowadzono wtedy w szkołach obowiązek dostosowania wymagań dla opisywanej grupy uczniów do ich potrzeb i możliwości. Wprowadzano zasadę, że podstawową funkcją oceny szkolnej jest motywowanie ucznia do wytężonej pracy. Zniesiono w szkołach stosowanie funkcji porównawczej oceny szkolnej. Odtąd, przynajmniej teoretycznie uczeń z dysfunkcjami powinien otrzymywać wymagania szkolne, którym był w stanie sprostać i nie wolno było porównywać ocenami jego wiedzy, z wiedzą innych uczniów. Oczywistym jest, że jeśli u ucznia występują nasilone specyficzne trudności w uczeniu się, stawiane wymagania muszą być niższe, niż stawiane uczniom, którzy nie mają opisywanych trudności. Wydano ministerialną wykładnię przepisu o dostosowaniu wymagań, w której stwierdzono, że "wymagania edukacyjne należy ustalić na takim poziomie, by uczeń mógł im sprostać i by skłaniały go do odpowiedniego wysiłku oraz zapewniały mu możliwość otrzymywania ocen motywujących go do wytężonej pracy, wykorzystując w tym celu pełną skalę ocen. Wymaganie te powinny zapewnić realizację celów edukacyjnych wynikających z podstawy programowej w takim stopniu, w jakim jest to możliwe z uwagi na występujące u ucznia trudności w uczeniu się".
Jednak wprowadzony system był niedopracowany i przez to ułomny. Uczeń, któremu dostosowano wymagania edukacyjne do jego potrzeb, nie przerabiał całego materiału szkolnego. Na egzaminie zewnętrznym trafiał na pytania z zagadnień, których nie znał. Został więc wydany przepis nakazujący opracowanie dla każdego z uczniów z dysfunkcjami indywidualnych kryteriów oceniania egzaminu maturalnego. Pozwalał on na pominięcie w ocenianiu pytań i zadań z zakresu materiału nieprzerabianego w szkole. Przepis ten nigdy nie został zastosowany w praktyce, ponieważ podjęto demontaż systemu wyrównywania szans dyslektyków. Wykładni o zasadach dostosowania nie trzeba było wycofywać, bo wystarczyła opisywana wyżej teza Pani prof. Marty Bogdanowicz. Przepis o indywidualnych kryteriach oceny egzaminów maturalnych został uchylony. Na koniec w rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty pominięto obowiązek dostosowywania wymagań, co miało prowadzić do jego uchylenia. Uzasadnienie przyjętej przez Senat i Sejm poprawki przywracającej dostosowywanie wymagań podawało, że chodzi o doprecyzowanie przepisów i usunięcie wątpliwości interpretacyjnych. Minęło się ono z prawdą. Zasadnicza poprawka wprowadziła zapis, którego w ustawie nie było. W żadnym razie nie polegała na doprecyzowaniu czegoś. Nie rozumiem, kto i dlaczego wprowadza Posłów i Senatorów w błąd.
Pan Senator Szewiński zgłosił tylko część poprawek, które zaproponowałem. Ustawa o obecnym brzmieniu pozostawia poważną wątpliwość dotyczącą obowiązywania podstawy programowej, wprowadza dyskryminację dyslektyków polegającą na sprawdzaniu na egzaminach zagadnień nie przerabianych w szkole oraz pozostawia Ministrowi prawo ustalenia kiedy i komu mają być dostosowane wymagania. W świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego są to zbyt ważne prawa, żeby mogły być ustalane inaczej niż bezpośrednio ustawą. Przyjęta ustawa jest najprawdopodobniej niezgodna z Konstytucją.
Ważną bronią do otwartej walki z dyslektykami stały się wypowiedzi osób ze świata nauki. Pani prof. dr hab. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska ogłosiła na łamach Gazety wyborczej, że "Nie ma czegoś takiego jak dysleksja"(
http://wyborcza.pl/1,75476,2264931.html). Podobnie postąpił Pan prof. dr hab. Zbigniew Marciniak, który ogłosił za pośrednictwem dziennika Rzeczypospolita, że „Dysleksja nie istnieje" (
http://www.rp.pl/artykul/349764.html?). Na łamach tego samego dziennika Pan prof. Zbigniew Marciniak podał, że dyskalkulia to humbug naukowy ( „Rzeczpospolita”, MEN nie chce słyszeć o dyskalkulii , 12 sierpnia 2009). Jeśli przyjmiemy, że przez humbug naukowy rozumie się oszustwo naukowe, mistyfikację, to trzeba będzie uznać, że Pani prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska oraz Pan Profesor Zbigniew Marciniak ogłosili, iż ich zdaniem, wszelkie dysertacje dotyczące badania dysleksji są mistyfikacją i przejawem oszustwa naukowego. Czy uczynili to w obronie prawdy naukowej, na konferencjach, gdzie istnieje możliwość konfrontacji z innymi badaczami? Nie. Zresztą prawdopodobnie Pan prof. Zbigniew Marciniak nie uczestniczy w badaniach naukowych nad dysleksją. Okoliczności wskazują, że teza o rzekomym nieistnieniu dysleksji została ogłoszona w celu poparcia polityki Rządu prowadzącej do świadomego zwalczania dyslektyków. Nasuwa się pytanie czy nie był to przejaw serwilizmu?
Sądzę, że Pani prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska i Pan prof. Zbigniew Marciniak powinni zmierzyć się ze skutkami swojego działania. Powinni uwzględnić, że demontaż opisywanego systemu, w tym zwłaszcza zaniechanie dostosowywania wymagań sprawi, że kilkaset tysięcy młodych ludzi, nie posiadających jeszcze odpowiedniej dojrzałości psychicznej zostanie poddanych nasilonemu terrorowi psychicznemu. Wtedy kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi co roku zakończy swoją edukację z osiągnięciem osiemnastego roku życia bez świadectwa ukończenia szkoły podstawowej. Do jakiej liczby wzrośnie ilość samobójstw, których obecnie jest ponad 6 000 rocznie ( dane za rok 2013). Chyba autorzy opisywanych wypowiedzi i środowisko powinno zmierzyć się z podanym problemem.
Może warto zapoznać się z akademicką rzeczywistością w innych krajach?
Uniwersytet w Cambridge
Wsparcie studentów z dysleksją podczas egzaminów planowane jest tu na podstawie szczegółowego raportu sporządzanego przez psychologa edukacyjnego. Studenci dotąd niezdiagnozowani pod kątem dysleksji, chcący uzyskać tego rodzaju raport, poddawani są szeregowi testów pozwalających ustalić ich trudności. Przejście ich wszystkich zajmuje prawie cały dzień. Jeszcze przed rozpoczęciem pełnej diagnozy, studenci zgłaszający problemy akademickie mogące wypływać z dysleksji mogą liczyć na serię spotkań ze specjalistą – tutorem, mających na celu wsparcie w realizacji programu studiów. Służą one wypracowaniu strategii pisania esejów, aktywnego czytania, notowania, organizacji pracy, planowania powtórek, zdawania egzaminów w oparciu o mocne strony studenta i wypracowane już przez niego w przeszłości indywidualnie skuteczne metody. Studenci z dysleksją, których status jako osób z niepełnosprawnością jest w Wielkiej Brytanii prawnie uznany, mogą starać się również o stypendium specjalne, które może być przeznaczone np. na specjalistyczny sprzęt lub opłacenie sprofilowanych treningów umiejętności studiowania. W czasie egzaminów studenci mogą liczyć na możliwość korzystania z urządzeń i oprogramowania wspierającego edycję tekstów, wydłużenie czasu, możliwość skorzystania z dodatkowych przerw w trakcie egzaminu.
Uniwersytet Harvarda
Znamienne jest to, że na Uniwersytecie Harvarda centralnym planowaniem i wdrażaniem rozwiązań służących wsparciu studentów niepełnosprawnych, w tym studentów z niesprawnościami uczenia się, zajmuje się Biuro ds. Dostępności Edukacji (Accessible Education Office), co wskazuje na cel jego działań – poprawę jakości edukacji w ogóle, a nie jedynie sytuacji studentów z niepełnosprawnością. W takiej właśnie perspektywie uniwersalnych korzyści postrzegane jest tam wsparcie studentów, których szanse w studiowaniu są na starcie obniżone. Uniwersytet oferuje swoim studentom wsparcie z tytułu niepełnosprawności rozumianej jako cecha fizyczna lub psychiczna, która zakłóca realizację ważnych aktywności życiowych takich jak poruszanie się, widzenie, słyszenie, mówienie, oddychanie, zdobywanie wiedzy, praca lub samodzielne dbanie o siebie i która wpływa ograniczająco na okoliczności, sposoby lub zakres czasu, w jakim dane czynności mogą być spełniane. Student nie musi posiadać dokumentu wprost przypisującego go do kategorii niepełnosprawności, z przedłożonej przez niego dokumentacji musi jednak wynikać, że któryś z ważnych obszarów funkcjonowania pozostaje zakłócony. Równy dostęp do edukacji, a więc i dostęp do rozwiązań wyrównujących szanse studentów z niesprawnościami uczenia się, gwarantuje akt prawny z 1990 – Americans with Disabilities es Act (ADA). Wśród przykładowych rozwiązań, z których mogą korzystać studenci ze specyficznymi niesprawnościami uczenia się studiujący na Harvardzie znajdziemy wydłużony czas na egzaminach i kolokwiach, zdawanie egzaminów w pomieszczeniach wolnych od zakłóceń, korzystanie z asystenta notującego, rekrutowanego spośród osób z grupy studenta, możliwość zaadaptowania materiałów z zajęć do formy dźwiękowej, zamawiania dostępnych materiałów w formie elektronicznej w bibliotece uniwersyteckiej, korzystanie z komputerów oraz oprogramowania wspierającego pisanie i czytanie.
Z pewnością warto rozważyć, czy całkowite pomijanie dyslektyków w działalności dydaktycznej polskich uczelni nie jest przejawem dyskryminowania 10 % społeczeństwa? Jaki wpływ na społeczny stosunek do dyslektyków oraz na zjawiska zachodzące w edukacji ma okoliczność, że dyslektycy są niezauważani i niechciani przez wyższe uczelnie?.
Z poważaniem Zbigniew Młynarski