Szczerze? Nie zdziwiłabym się.
Pamiętam, jak kazano mi kończyć podyplomówkę ze "sztuki" (zero zdolności i zamiłowań plastycznych!), bo miałam nagle uczyć i muzyki, i plastyki (jedna godzina w tygodniu!!!!!!).
Teraz pognano nauczycieli przedszkola na przymusową naukę angielskiego, grożono im odebraniem godzin z etatu (bo język obcy ma być w podstawie programowej!). Oczywiście za własną kasę w doskonałej większości przypadków. Super. Mam koleżanki koło 50, które zakuwają słówka i planują studia podyplomowe, potem jeszcze muszą zdać egzamin państwowy! CHORE!!!! Nie jestem pewna, czy w trakcie nie zniesiono tych durnych przepisów, zanim zdążyły wejść w życie, ale ludzie już porozpoczynali kursy, a niektórzy nawet te podyplomówki skończyli. Czy dostaną jakieś podwyżki? Oczywiście, nie. Angielski jest w podstawie programowej i tyle. Żadnych gratyfikacji. A kasa poszła- prywatna.Ktoś zarobił.
Wiem, że nawet grożono nauczycielom przedszkola wywaleniem w ogóle z pracy za "brak kwalifikacji". Fajnie, nie?
Mój mąż skończył studia czteroletnie (przy innym kierunku), których ukończenie dawało mu kwalifikacje do nauczania w klasach 1-8. Po reformie ( i kilku latach pracy) wysłano go...z powrotem do kolegium, bo w gimnazjum już uczyć nie mógł! Potem się okazało, że sp też nikt nie chce go zatrudnić, bo nie te papiery! Mąż wydał mnóstwo kasy na ukończenie studiów licencjackich, na szczęście udało się eksternistycznie. Zaraz potem się okazało, że lepiej jednak "dobić do magistra"...No i zrobił. Ma podwójnego. Jak tylko go zrobił, to się okazało, że kolejna reforma wywaliła niemiecki ze szkół....bo teraz ma być wszędzie angielski....
W oświacie NIE MA NIC PEWNEGO. Nie wiadomo, czy nam nie pozabierają uprawnień i nie każą robić kolejnych studiów. Z nami,nauczycielami można przecież robić wszystko. My, stado baranków potulnie się na wszystko zgodzimy.
Najbezpieczniej jest mieć ze wszystkiego magistra. Wszystkie inne: kolegia, podyplomówki, kursy, studia zawodowe są niepewne. Nie znasz dnia i godziny, kiedy zabiorą ci kwalifikacje.