Postautor: synner » 2011-04-29, 21:42
Mam pytanie. Tydzień temu dyrektor wezwał mnie na rozmowę i spytał czy w przyszłym roku chcę gołe 12 godzin czy chcę uzupełniać etat w innej szkole na świetlicy, decyzję muszę podjąć jak najszybciej. W szkole jest jeszcze dwóch anglistów więc spytałam dlaczego ja dostałam taką propozycję a tamci mają pełne etaty. Dyrektor odpowiedział że jeden kolega jest opiekunem samorządu (i faktycznie dużo robi dla szkoły) więc lepiej żeby był codziennie w szkole a drugi ma wychowawstwo i to w dodatku w klasie sportowej. Wiem, że faktyczna motywacja w przypadku drugiego kolegi jest taka, że jest dobrym kumplem dyrektora, często spotykają się na niwie towarzyskiej i mimo, że ewidentnie się obija to ma fory i nie ma co duskutować. Poczułam się postawiona pod ścianą, chciałam mieć pełny etat, nawet uzupełniany więc wyraziłam zgodę i podpisałam pismo. Potem jednak zaczęłąm rozmawiać z ludżmi i czytać informacje na ten temat (zamiast zrobić to wcześniej). Pracuję w szkole 15 lat, jestem nauczycielem dyplomowanym (obijający się pracuje krócej i z powodu niechciejstwa dopiero w tym roku robi mianowanie) i uważam, że jestem solidnym pracownikiem. Jedna z koleżanek twierdzi, że gdybym poszła do sądu pracy wygraną miałabym jak w banku ale ja nie chcę się sądzić. Mam wrażenie, że strzeliłam sobie w stopę, że tak łatwo się zgodziłam, czuję się niesprawiedliwie zdegradowana, niedoceniona i zepchnięta na boczny tor. Martwię się też jak to będzie w przyszłych latach. Kochani, co sądzicie na ten tamat, proszę was o opinie.
Przepraszam za długi wywód ale musiałam gdzieś to z siebie wyrzucić.