Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe
linczerka pisze:W pierwszym poście nie było mowy o pomocy potrzebującym. Wszelkiego rodzaju działania dla potrzebujących dzieci nie podlegają chyba dyskusji. Chodziło o pracę w weekendy, pracę wymuszoną przez dyrekcję. Temu też nie mam nic przeciwko, ale priorytetem jest dla mnie rodzina. Nie obiadek świąteczny, tylko rzeczywiście istotne aspekty życia rodzinnego (np. ślub czy pogrzeb w najbliższej rodzinie, ważne wydarzenia w życiu naszych prywatnych dzieci). Nie wszystko da się zamienić w czasie. I myślę, że wszystko byłoby do załatwienia, gdyby była dobra wola obydwu stron. I zrozumienie drugiego człowieka.
linczerka pisze:W pierwszym poście nie było mowy o pomocy potrzebującym.
linczerka pisze:Wszelkiego rodzaju działania dla potrzebujących dzieci nie podlegają chyba dyskusji.
linczerka pisze:Temu też nie mam nic przeciwko, ale priorytetem jest dla mnie rodzina. Nie obiadek świąteczny, tylko rzeczywiście istotne aspekty życia rodzinnego (np. ślub czy pogrzeb w najbliższej rodzinie, ważne wydarzenia w życiu naszych prywatnych dzieci).
linczerka pisze:Nie wszystko da się zamienić w czasie.
I myślę, że wszystko byłoby do załatwienia, gdyby była dobra wola obydwu stron. I zrozumienie drugiego człowieka.
jinks pisze:Problem w tym, że prowokator Wuem najpierw napisał jak toto ludzi trzeba zmuszać do takich działań, potem jak mu zostało wytłumaczone, że takie działaniejest przestępstwem zaczął śpiewkę o niesieniu pomocy innym itp. "przywracając innym w wiarę w ludzi". No przepięknie....
jinks pisze:Do tego jeszcze między wierszami wyczytał u mnie że jestem typem aspołecznym, który nie chce pomagać ludziom, niewrażliwym i łasym na kasę. Mistrzostwo świata. Zupełnie jak "dyskusja" PO - PiS. Co byś nie powiedział i nie napisał to i tak druga strona wie lepiej, co pierwsza ma na myśli.
jinks pisze:Jeżeli dyrektor jest społecznikiem,
linczerka pisze:Vuem, mówimy o czasie wolnym nauczyciela. Mam na koncie dość sporo akcji charytatywnych i nie tylko. Wszystkie działania podejmuj,e z chęcią, ale gdy nie mogę stawić się do pracy w czasie wolnym, to inna sprawa. Nie mogę(!) i nikt nie ma prawa mnie zmusić. Pracowałam nawet w niedzielę. Tyle tylko, że mogłam i chciałam, bez żadnego przymusu. T na ten temat z mojej strony.
mika1807 pisze:Mi nie przeszkadza to, że muszę coś zrobić "ku chwale" bez wynagrodzenia, zresztą o żadnym wynagrodzeniu nawet nie wspomniałam. Sama robię więcej w szkole godzin "karcianych" niż trzeba, po lekcjach poświęcam czas rodzicom, jak uczniowie chcą to zostaję dłużej. Ponadto nie raz uczestniczyłam w różnego rodzaju akcjach charytatywnych jeszcze zanim zaczęłam pracę w szkole, lubię to i mi to pasuje.
Peonia pisze:I tak naprawdę nie ma zawodu, zakładu pracy, w którym pracownik pracowałby po godzinach za free... tak jest tylko w oswiacie... Moi znajomi spoza naszej branży pukają się w czoło, a mój mąż mówi często, że powinnam wstawić łóżko do klasy, bo więcej czasu spędzam w szkole niż w domu.
mika1807 pisze:Dodatek motywacyjny?
mika1807 pisze:Trafiłam na bardzo pod tym względem pracowitą kadrę i tym bardziej boli mnie, że osoby które zawsze wywiązują się ze swoich obowiązków, chcą pomagać i robić coś poza nauczaniem, chcą dawać przykład innym i robić coś od siebie są przytłaczani, dołowani, zastraszani i zniechęcani do jakiejkolwiek aktywności. Jest to przykre - ale i coraz częściej występuje w szkołach:(
jinks pisze:Wuem - jesteś prowokator i typowy troll.
Peonia pisze:Myślę, że gdyby na radzie ped. dyrektor rzucił pomysł, a rada do pomysłu odniosła by się pozytywnie, choćby większością głosów, to nie byłoby problemu. Decyzje zapadają jednak odgórnie i to boli, że nikt z pracownikiem się nie liczy, nikt nie pyta pracownika o zgodę, że ktoś dysponuje czasem wolnym pracownika, a do tego nie ma prawa.
katty pisze:Mnie wyprowadza z równowagi,
katty pisze:Mnie wyprowadza z równowagi, że nie mogę sobie życia zaplanować ze względu na szkołę. Naprawdę jestem chętna do pracy dodatkowej i sama się w różne rzeczy angażuję. I tak powinno być, powinniśmy się angażować nie zastanawiając się, czy płacą, czy nie, niemniej powinniśmy móc angażować się w momencie, kiedy MOŻEMY sobie na to pozwolić. Zaangażowanie w cokolwiek z przymusu nigdy nie będzie dobre, bo będzie powierzchowne a w środku będzie budzić frustrację. Ileż to ja razy miałam brzydkie słowa na końcu języka, bo MUSZĘ BYĆ i nie podlega to żadnej dyskusji - w momencie, kiedy nie mogę. Mam odebrać mamę ze szpitala po operacji - ciach, kombinujemy mamie transport taksówką, bo dyrektor właśnie ustalił termin zabawy, festynu, szkolenia czy czegośtam i MUSZĘ BYĆ. Umówiłam sobie wizytę u lekarza specjalisty, czekałam na nią pół roku i odwołuję - bo MUSZĘ BYĆ. Pękła mi rura, pół nocy sprzątałam, od kilku dni nie mam wody, umówiłam sobie ekipę do naprawy i... odwołuję, bo MUSZĘ BYĆ. W tych sytuacjach nawet jakby płacili za obecność dziesięć razy więcej, niż normalnie, nie przyszłabym, gdybym tylko mogła. Ale musiałam. I w takich właśnie sytuacjach narzekamy, że znowu trzeba i że znowu za darmo. I takie właśnie sytuacje sprawiają, że na pomysły jakiejkolwiek pracy dodatkowej zaczynamy reagować wysypką. Taki odruch Pawłowa.