Po co mi niemiecki? albo I tak mnie Pani nie zmusi do nauki niemieckiego!
Ja mam podobnie w gimnazjum na muzyce( choć to przedmiot obowiazkowy i ocena wlicza się do średniej...).
Gadki typu "Po mi to" już mi naprawdę obrzydły. Słuchanie muzyki traktują jako przerwę na rozmowy. Śpiew to okazja, żeby się wyryczeć i powygłupiać.
Wlaczyłam, walczyłam...a teraz to przychodzę na lekcje i ...dyktuję im obszerne fragmenty z historii muzyki...Bo tylko wtedy mam ciszę i mogę jakoś dotrwać do dzwonka.
Najfajniej pracuje się u dzieci z klas IV-V. Śpiewają, grają, tańczą, powstają nawet małe zespoliki instr.
W gimnazjum lekcje muzyki mijają się z celem. Owszem, ma sens prowadzenie chóru czy zespołu instr.- wtedy przychodzą ci, którzy chcą, zawsze się tacy znajdą. Albo nauka gry na gitarze czy keyboardzie.
Ja bym zlikwidowała lekcje muzyki dla wszystkich w gimn., a właśnie wprowadziła zajęcia fakultatywne. Tak samo w szkole średniej, w ktorej już w ogóle nie kutywuje się żadnych muzycznycn tradycji.
Kiedyś ogólniaki miały swoje chóry, zespoły...Treaz nie ma nic. Szkoda.
A przede wszystkim wprowadziłabym więcej lekcji umuzykalniających w klasach I-III, z rytmiką włącznie. Panie z I-III najczęściej( co zresztą zrozumiałe ) mało czasu poświecają na muzykę, poza tym nie bardzo potrafią.
A wracając do tematu: dyscyplina siada, jeśli dzieciaki naprawdę czegoś nie chcą.
Z niewolnika nie ma robotnika, a szkoła to takie narzędzie przymusu. Uczyć się tak naprawdę chce mała grupka ambitniejszych osób, reszta ma to gdzieś. Jeśli jeszcze wiedzą, że dostaną ocenę, że jakieś punkty, że rodzice dadzą nagrodę za stopień- to jakoś to idzie. Młodzież dzisiaj jest bardzo...hm...praktyczna. Oni przede wszystki chcą wiedzieć: "A co ja z tego będę miał?"
Nauka sama w sobie nie przedstawia żadnej wartości, jeśli nie można jej przeliczyć na wymierne korzyści.
Kiedy tłumaczę, ze bedziesz mądrzejszy, bardziej elokwentny, że rozwiniesz swoją wrażliwość i inteligencję, to dla takiego przeciętnego Jasia to czysta abstrakcja.
Mam to też na polskim.
Np. nie zapytałam ucznia, który bardzo się zgłaszał do przeczytania pracy domowej( a na każdej lekcji się zgłasza i ma już dużo ocen). I wtedy słyszę komentarz : "To po co ja robiłem tę pracę domową?!"
Interes musi się kręcić, żyjemy w czasach konsumpcji, egoizmu, zaniku wyższych wartosci. Taka jest smutna prawda.
Ostatnio rozmawiałam z dziecmi na godz. wych. na temat honoru i godności osobistej. Byłam zaszokowana ich poglądami. Oszustwo i kłamstwo nie są złe, jeśli przynoszą korzyści- tak wniosek można było wyciągnąc po rozmowie z nimi. Ściąganie czy jazda autobusem bez biletu, napisanie usprawiedliwienia( fałszywego) koledze z niższej klasy, okłamanie nauczyciela nie są przez nich wartościowane jako cos złego.
Pobicie kolegi czy wzywanie koleżanki zawsze można usprawiedliwić( "Bo ona/on mnie zdenerowała/zdenerwował"). Oni nie czują, ze robią coś złego...
Jestem przerażona powszechnym relatywizmem, usprawiedliwianiem złych zachowań przez uczniów( i ich rodziców), ich bagatelizowaniem...Niechecią do podjęcia wysiłku wychowawczego przez rodziców, ich kompletną bezradnością i...lenistwem po prostu.
Szkoła schodzi na psy, ale to myślę, że szkoła jest pięknym obrazem naszego całego społeczeństwa.