Walentynki w szkole

jak sobie z nią radzić, jak uniknąć rutyny

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: vuem » 2013-03-03, 21:19

Basso profondo pisze:Tak. Odbierasz znaczenie tej prawdziwej, rodzinnej Wigilii. Która powinna być tą jedyną.


Trudno polemizować z najmojsza prawdą, ale spróbuję.

Niczego nie odbieram, nazywam tę okazję "tzw wigilią klasową". Ona przecież nie ma zastępować tej "prawdziwej Wigilii". To tylko spotkanie uczniów i nauczycieli, podczas którego składamy sobie życzenia, spędzamy te godzinkę, czy dwie razem... z okazji świąt Bożego Narodzenia, a nie żeby te Święta celebrować.

Podobnie jak - tak samo jak tysiące innych współpracowników, w różnych branżach - organizujemy swoje "nauczycielskie wigilie". Zakładam, że Ty w takim procederze nie bierzesz udziału, bo to "odbiera znaczenie prawdziwej, rodzinnej Wigilii, która powinna być tą jedyną". Śmieszny jesteś ... chyba, że sobie jaja robisz albo eksperymenty psychologiczne realizujesz ;)

A może jesteś za tym, by istnienie świąt Bożego Narodzenia ignorować poza domem rodzinnym?

W kościele też odbierają znaczenie tej rodzinnej Wigilii, gdy dzieci z kółek oazowych, czy innych zgrupować w salkach przykościelnych przed świętami się spotykają?

Gdy dzieciarnia mówi dwa wierszyki z okazji wybuchu wojny to tez odbiera znaczenie tragicznego święta, które powinno przebiegać w zadumie, pod pomnikiem poległych?

A szkoła?

No cóż, to fabryka, gdzie się produkuje świadectwa i osobniki mające określona wiedzę.
Święta? Nie wolno.
Walentynki? Nie wolno.
Zabawa? Nie wolno.
Zakazać, nakazać, ukarać, pokarać.
Tego nie wolno, tamto zabronione, to zdrada, a to niemoralne i antypolskie działanie.
Walentynki promują seks, może jeszcze nie hetero, o Chryste! Sodoma i Gomora!!!
Wigilia w klasie? Zgnilizna moralna i trywializowanie Świąt Bożego Narodzenia.
Dzień chłopaka? Źle, nie wolno, to trywializowanie roli mężczyzny w rodzinie i społeczności białego człowieka
:mrgreen:

Basso, TY nie jesteś czynnym nauczycielem, prawda? Poszedłeś w urzędowanie i politykę? Dobrze zgaduję?

Pozdrawiam:)

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: vuem » 2013-03-03, 22:46

Basso profondo pisze:Dwa lata temu w klasie u mojego dziecka składkowy poczęstunek z okazji tego spotkania składał się z pizzy i coli.


No faktycznie, teraz mnie przekonałeś, że bagatelizuję Boże Narodzenie i samą Wigilię. Bo u Twojego dziecka w klasie nażarli się pizzy. :mrgreen:

Jesteś bardzo śmieszny Basso, za chwilę udowodnię, że finansując prawo jazdy dziecka sponsorujesz mordercę, bo u mnie, w sąsiedniej wsi, nastoletni Zenek nachlał się i po pijaku rozjechał dwie osoby.

A tak w ogóle, to sądzę, że organizując domową Wigilię przetrącasz moralny kręgosłup swoim dzieciom, bo mój sąsiad Marian to na wigilijnym stole miał 3 flaszki, upił siebie i swoją starą, dziecka musiały w śniegu uciekać do dziadków.

To jak to jest z tymi oazowymi spotkaniami świątecznymi?

Basso, mówią, że milczenie złotem, może czasem lepiej czegoś nie powiedzieć niż się tak kompromitować? ;)

Może lepiej by było, byś poprzestał na stwierdzeniu "nie lubię takich spotkań" zamiast w absurd popadać i coraz głupsze "argumenty" wysuwać?

Basso profondo pisze:Musisz poczytać trochę rozważań kilku współczesnych filozofów (np. Fukuyamy czy Legutki), żeby zdać sobie sprawę z tego, w jakim procesie w rzeczywistości uczestniczysz.
.

W przeciwieństwie do Ciebie nie potrzebuję filozofów, by wiedzieć czy to co robię jest słuszne. Mam rozum i potrafię ocenić. Mam tez oczy i uszy, więc potrafię obserwować, a i nie bez znaczenia jest fakt tradycji w jakiej zostałem wychowany.

Jeśli Cie rajcuje to szafowanie hasłami i wyścig o najoryginalniejsze pomysły, to baw się dobrze.

Nie rozumiem jakiż to degenerujący proces wspieram gromadząc młodych przy jednym stole, obok siebie, angażując w przygotowania i namawiając, by serdecznie się pozdrowić i dobrze bliźnim życzyć? Już nie dodaję, że zdarza się kolędę zaśpiewać, bo już pewnie na zboczeńca lub innego szatana wyjdę...

P.S.

Bierzesz udział w "firmowych wigiliach", czy je bojkotujesz? :mrgreen:
Pracujesz w kuratorium, agendzie Radia Maryja, czy biurze poselskim Legutki?;)

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: haLayla » 2013-03-04, 00:18

Basso profondo pisze:Dwa lata temu w klasie u mojego dziecka składkowy poczęstunek z okazji tego spotkania składał się z pizzy i coli.


A potem wchłonięta w siebie błoga słodycz w połączeniu z kofeiną z coli zamanifestowały się w byciu "trudnym dzieckiem".

vuem pisze:
Basso profondo pisze:Musisz poczytać trochę rozważań kilku współczesnych filozofów (np. Fukuyamy czy Legutki), żeby zdać sobie sprawę z tego, w jakim procesie w rzeczywistości uczestniczysz.
.

W przeciwieństwie do Ciebie nie potrzebuję filozofów, by wiedzieć czy to co robię jest słuszne. Mam rozum i potrafię ocenić. Mam tez oczy i uszy, więc potrafię obserwować, a i nie bez znaczenia jest fakt tradycji w jakiej zostałem wychowany.[/qupte]

Ja tam lubię filozofów poczytać, czasem można spojrzeć na różne sprawy z innego punktu widzenia. Ale nie to chciałem. Tak z ciekawości, co byś zrobił, gdybyś w klasie miał ateistę? Albo świadka Jehowy? Wtedy organizacja wigilii klasowej mogłaby być cokolwiek... niestosowna :wink:
<3

koma
Posty: 2551
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Walentynki w szkole

Postautor: koma » 2013-03-04, 08:39

vuem pisze:Może lepiej by było, byś poprzestał na stwierdzeniu "nie lubię takich spotkań" zamiast w absurd popadać i coraz głupsze "argumenty" wysuwać?


tez tak uważam...
również twierdzę - nie po raz pierwszy zresztą - ze basso nie jest nauczycielem
co więcej - nie ma dzieci.

w ogóle nie czuje wychowania, nie zna problemów i nie rozumie młodzieży.

a już odsyłanie nas do autorytetu Legutki, który nazywał młodzież/szkolnych aktywistów w pozytywnym tego słowa znaczeniu 'rozwydrzonymi smarkaczami' - jest kuriozalne!

boże, uchowaj moich wnuków - dzieci już wyrosły :wink: - przed takimi nauczycielami, przez których uczniowie nie lubią szkoły!

cytryn, to dla ciebie:
pytam kiedyś klasę 'dlaczego wy jesteście tacy niedobrzy na lekcjach u pani XY, a u mnie grzeczni'?
'bo my pania lubimy' - usłyszałam.

nie generalizuje, ale coś w tym jest...

koma
Posty: 2551
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Walentynki w szkole

Postautor: koma » 2013-03-04, 09:09

Basso profondo pisze:Nie odpowiada mi ten napastliwy sposób prowadzenia dyskusji

I kto to mówi?? :mrgreen:
myślisz, że lepiej 'krew wypić, a dziurki nie zrobić'??

czy ty się kiedyś uśmiechasz, basso?
tak po prostu...do ludzi...do życia...

może należałoby co jakiś czas zapomnieć o Legutce...Terlikowskim...brzozie...zakazach...

wiosna idzie!! :D :D

Lydia
Posty: 88
Rejestracja: 2011-11-06, 19:56
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: Lydia » 2013-03-04, 09:28

haLayla pisze:Tak z ciekawości, co byś zrobił, gdybyś w klasie miał ateistę? Albo świadka Jehowy? Wtedy organizacja wigilii klasowej mogłaby być cokolwiek... niestosowna

27 katolików i jeden ateista. Wigilia klasowa w takim przypadku niestosowna? W czym to przeszkadza? Myślę, że byłoby to inspirujące doświadczenie.
Pozdrawiam,
mamuśka Lydia :D

koma
Posty: 2551
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Walentynki w szkole

Postautor: koma » 2013-03-04, 10:45

Basso profondo pisze:Brzozę zmierzyłaś, wiesz, ile ma ona od ziemi, ile od korzeni, a ile od mchu

nie ja zajmuję się mierzeniem brzozy - to twoja obsesja.

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: haLayla » 2013-03-04, 11:15

Lydia pisze:
haLayla pisze:Tak z ciekawości, co byś zrobił, gdybyś w klasie miał ateistę? Albo świadka Jehowy? Wtedy organizacja wigilii klasowej mogłaby być cokolwiek... niestosowna

27 katolików i jeden ateista. Wigilia klasowa w takim przypadku niestosowna? W czym to przeszkadza? Myślę, że byłoby to inspirujące doświadczenie.


To zależy. Jeżeli ta osoba chce obchodzić wigilię, to nie ma problemu. A jeśli nie chce? Zorganizowanie wigilii bez niego to wykluczanie jednej osoby, wręcz napiętnowanie jej. Z drugiej strony, nie można jej też zmusić do obchodzenia tego święta. Ta dyskusja mnie co prawda w małym stopniu dotyczy, bo do szkoły już nie chodzę, nauczycielem nie jestem i nie zostanę, ale interesuje mnie, jak taki problem by został w szkole rozwiązany.

Basso profondo pisze:
koma pisze:wiosna idzie!! :D :D

I jest fajnie, nie?
Brzozę zmierzyłaś, wiesz, ile ma ona od ziemi, ile od korzeni, a ile od mchu - i jest fajnie! Jest fajnie, można się znieczulić! Śmiejmy się! Kto się nie śmieje, ten nienawidzi fajnej Polski i fajnych ludzi!


Naprawdę? Nie ma większych problemów w tym kraju, niż jakaś brzoza? Jeśli chcesz, miwuesie - jakoś nie mogę się przekonać do tego basso profondo - mogę ci wymienić bardziej palące problemy do rozwiązania. Dla przykładu ubóstwo dzieci, bezdomność czy chory system ochrony zdrowia. Zajmowanie się w tej sytuacji tragiczną śmiercią grupy osób to egoizm. Ci ludzie niestety już nie żyją i nasze starania życia im nie przywrócą, więc róbmy coś dla żywych, bo im jeszcze możemy pomóc.
<3

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

Re: Walentynki w szkole

Postautor: Cytryn » 2013-03-04, 13:57

cytryn, to dla ciebie:
pytam kiedyś klasę 'dlaczego wy jesteście tacy niedobrzy na lekcjach u pani XY, a u mnie grzeczni'?
'bo my pania lubimy' - usłyszałam.


A niby dlaczego do mnie? Mnie uczniowie bardzo lubili, a ci, których mam teraz również mnie lubią...Kiedyś z ciekawości zapytałam jedną uczennicę( na takiej luźniejszej lekcji rozmawialiśmy o przezwiskach nauczycieli): "ciekawa jestem, jak mnie ochrzciliście?"- a ona mi na to "na panią to nic nie mamy, bo pani jest taka normalna"... :)
Zawsze prowadziłam największą ilość zajęć dodatkowych w szkole i zawsze miałam najwięcej chętnych...do dzisiaj niektórzy żałują mojego odejścia, zarówno uczniowie, jak rodzice. Więc z łaski swojej- daruj sobie te personalne uwagi...

koma
Posty: 2551
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Walentynki w szkole

Postautor: koma » 2013-03-04, 14:35

dużo pisałaś o swoich problemach, także to
Dużo to da. Co najwyżej znów mi opony w aucie poprzecinają co niektórzy. Daj spokój...

oraz
młodzież nie szanuje nikogo

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: haLayla » 2013-03-04, 15:05

Basso profondo pisze:
haLayla pisze:Zajmowanie się w tej sytuacji tragiczną śmiercią grupy osób to egoizm.
A co o tym sądzą Twoi rodzice i dziadkowie? Dyskutowaliście na ten temat?


Dziadkowie nie żyją. Rodzice mają podobne zdanie do mojego.
<3

edzia
Posty: 4766
Rejestracja: 2008-02-05, 23:02

Re: Walentynki w szkole

Postautor: edzia » 2013-03-04, 15:28

haLayla pisze:Naprawdę? Nie ma większych problemów w tym kraju, niż jakaś brzoza? Jeśli chcesz, mogę ci wymienić bardziej palące problemy do rozwiązania. Dla przykładu ubóstwo dzieci, bezdomność czy chory system ochrony zdrowia.
A co stoi na przeszkodzie, by rozmawiać i o brzozie, i o chorym systemie ochrony zdrowia, i o bezdomności równolegle?

haLayla pisze:Zajmowanie się w tej sytuacji tragiczną śmiercią grupy osób to egoizm. Ci ludzie niestety już nie żyją i nasze starania życia im nie przywrócą, więc róbmy coś dla żywych, bo im jeszcze możemy pomóc.
Osobiście jestem przerażona tym, co tu piszesz. Mam nadzieję, że coś źle zrozumiałam.

Koma, odnośnie tego, co insynuujesz o Cytryn - czy nie wyciągasz zbyt pochopnych wniosków? Przecież jedno nie wyklucza drugiego.

koma
Posty: 2551
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Walentynki w szkole

Postautor: koma » 2013-03-04, 15:57

edzia pisze:Koma, odnośnie tego, co insynuujesz o Cytryn - czy nie wyciągasz zbyt pochopnych wniosków? Przecież jedno nie wyklucza drugiego.

oczywiscie, ze nie wyklucza. napisałam przecież
cytryn, to dla ciebie:
pytam kiedyś klasę 'dlaczego wy jesteście tacy niedobrzy na lekcjach u pani XY, a u mnie grzeczni'?
'bo my pania lubimy' - usłyszałam.

nie generalizuje, ale coś w tym jest...

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Walentynki w szkole

Postautor: haLayla » 2013-03-04, 16:02

edzia pisze:
haLayla pisze:Naprawdę? Nie ma większych problemów w tym kraju, niż jakaś brzoza? Jeśli chcesz, mogę ci wymienić bardziej palące problemy do rozwiązania. Dla przykładu ubóstwo dzieci, bezdomność czy chory system ochrony zdrowia.
A co stoi na przeszkodzie, by rozmawiać i o brzozie, i o chorym systemie ochrony zdrowia, i o bezdomności równolegle?


Nie byłoby to takie złe, gdyby tak faktycznie się działo. Ale tak się nie dzieje. Jeżeli pojawia się temat bezdomności, to w kontekście, który stawia bezdomnych w negatywnym świetle. Zazwyczaj przedstawia się ich jako pasożytów, nieudaczników czy alkoholików. Rodziny wielodzietne stygmatyzuje się etykietką patologii.

Dla przykładu, gdy profesor Tarkowska pisze o "poniżaniu biedy", większość komentarzy jest skrajnie nieprzychylnych, bo to niedopuszczalne, aby dzieci z ubogich rodzin marzyły o laptopach czy koloniach. A z drugiej strony, w ramach dyskursu publicznego wiele czasu zajmuje dyskusja na temat tragedii, która rozegrała się w Smoleńsku. Pół biedy, gdyby z tego płynęły jakieś konstruktywne wnioski. Zamiast tego zantagonizowano społeczeństwo dzieląc je na "ciemnogród" i "lemingi".

edzia pisze:
haLayla pisze:Zajmowanie się w tej sytuacji tragiczną śmiercią grupy osób to egoizm. Ci ludzie niestety już nie żyją i nasze starania życia im nie przywrócą, więc róbmy coś dla żywych, bo im jeszcze możemy pomóc.
Osobiście jestem przerażona tym, co tu piszesz. Mam nadzieję, że coś źle zrozumiałam.


Basso profondo pisze:
haLayla pisze:Rodzice mają podobne zdanie do mojego.
Cóż, ja dzieci wychowuję inaczej. Są sprawy, przy których bledną bieżące problemy.


Myślę, że to kwestia perspektywy. Niezależnie od tego, co było przyczyną śmierci tych osób, należą im się współczucie i szacunek. Zarówno po stronie "ciemnogrodzian" jak i "lemingów" widać wszystkie inne emocje, poza tymi, które właśnie wymieniłem. Śmierć człowieka zawsze jest czymś tragicznym i wzbudzającym żal.

Ale zmarłym życia nie da się już przywrócić. Należy o nich pamiętać, czcić ich pamięć w sercu i przekazywać tę pamięć dzieciom. Ale to wszystko, co możemy dla nich zrobić. Spory o ekshumacje i trumny przynoszą więcej bólu rodzinom ofiar, niż pożytku. Tak jak już wspomniałem, nic konstruktywnego z tego nie wynika. Mogłaby to być szansa na refleksję nad kruchością życia, nad tym, że śmierć jest nieunikniona, ale jednych spotka u schyłku życia, a innym to życie brutalnie przerwie. Obecnie jest jedynie źródłem nienawiści i bólu.

Wreszcie, co mnie najbardziej zaskakuje. Moim zdaniem to odpowiednie organy są od prowadzenia postępowania w tej sprawie. Zamiast tego mamy festiwal ekspertów i znawców, zupełnie tak, jakby to postępowanie prowadziły media do spółki z niektórymi z polityków. Niezależnie od tego, czy miał miejsce zamach, czy nieszczęśliwy wypadek - orzec o tym kategorycznie może tylko uprawniony organ. I ja na takie orzeczenie właśnie czekam.
<3

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

Re: Walentynki w szkole

Postautor: Cytryn » 2013-03-04, 18:18

dużo pisałaś o swoich problemach, także to
Cytat:
Dużo to da. Co najwyżej znów mi opony w aucie poprzecinają co niektórzy. Daj spokój...

oraz
Cytat:
młodzież nie szanuje nikogo


Nie pisałam o wszystkich uczniach, po prostu byli tacy( tak zdemoralizowani), że mnie to bardzo dotykało. I NIKT sobie z nimi nie radził, ani siły na nich nie było- czego niby mieli się bać? Sądów rodzinnych? Kuratorów? Uwag w dzienniku? Śmiech na sali.
Była czas, że w każdej klasie gimnazjalnej było takich dwóch- trzech i to wystarczyło, żeby napsuć nam krwi. Dilerzy narkotykowi, zwykłe chamy, nie znający żadnych granic, z patologicznych, pijackich środowisk, przerośnięci( po dwa lata w każdej klasie). Można się ich było po prostu bać. Na szczęści skończyli gimnazjum( niektórzy dlatego, że im stuknęła 18) i zamieszkali w zakładzie penitencjarnym...po dokonaniu włamów, rozbojów i różnych takich.
Pracowałam w więcej niż jednym gimnazjum i wszędzie się tacy zdarzali. Nauczyciele nie chcą o tym mówić, nie chcą się przyznać do bezradności, wolą "godnie ogłaszać", jakimi to są cudotwócami-wychowawcami. Śmieszy mnie to. No, chyba że ktoś pracuje w jakiejś wyjątkowej szkole, gdzie wszyscy uczniowie są "w normie"- społeczno- wychowawczej...

Miałam do czynienia z dzieciakami, którzy potrafili wyzwać nauczyciela patrząc mu w oczy, zamierzyć się na niego, okraść, i...ciąć opony. Bo ktoś krzywo na niego spojrzał.

Ale jak widać wystarczy przyznać, że się z takimi miało do czynienia i nie dawało sobie z nimi rady, żeby zasłużyć na taką opinię, jaką mi tu co niektórzy serwują...smutne.
Ale i tak będzie gorzej.


Wróć do „Szkolna codzienność”