Witam. Pewnie niektórzy mnie kojarzą z forum - zacząłem pracę w gimnazjum rok temu. Była to umowa na zastępstwo. Po czasie okazało się, że zostanie mi ona przedłużona - w sumie może inaczej: będę miał drugą umowę od września (tamta się skończyła w czerwcu). Pani dyrektor pytała się mnie w kwietniu czy zostaje na następny rok; odparłem, że ciężko powiedzieć, bo nie wiadomo czy jakaś szkoła do mnie się nie zgłosi. Pani dyrektor zaskoczyła mnie bodajże przed egzaminem na nauczyciela kontraktowego i spytała o jasną deklarację czy zostaję na drugi rok: odpowiedziałem, że tak (gdyż nie miałem żadnej oferty). Pani dyrektor na radzie pedagogicznej przytoczyła moją deklarację.
No i teraz pojawia się problem, ponieważ dziś dostałem taką ofertę - praca w zespole szkół ponadgimnazjalnych, co dla mnie bardzo ważne - umowa jest od 31 sierpnia na podstawie umowy o pracę. Jest to tym bardziej ważne, że w przypadku stałej pracy od następnego roku mogę robić po 2 latach awans (a tak to bym musiał czekać bodajże 3 lata, bo umowę miałbym do czerwca).
Dla mnie jest to strzał w dziesiątkę, bo:
1. Praca być może na stałe.
2. Prawdopodobnie będę uczył również w liceum.
3. Do końca sierpnia.
4. Zamiast dojeżdżać 30 km, miałbym jakieś 17 do pracy.
5. Wcześniej już myślałem, żeby przeprowadzić się nieopodal tej miejscowości (więc kwestia dojazdów by odpadła).
Co byście zrobili w mojej sytuacji drodzy forumowicze? Jeżeli byście wybrali zmianę szkoły to jak staralibyście się wyjść z twarzą? Może dodam, że z pracy gimnazjum byłem zadowolony (zarówno jeżeli chodzi o pracę z uczniami, współpracę z dyrekcją czy gronem pedagogicznym).
Z góry dziękuję za wszelkie opinie.