Co z rodzicami?

jak sobie z nią radzić, jak uniknąć rutyny

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Burakowa
Posty: 180
Rejestracja: 2015-03-20, 07:28
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: warmińsko-mazurskie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: Burakowa » 2015-12-28, 17:12

To się nie uda. Pierwszym warunkiem, jednocześnie warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym jest chęć wyzdrowienia. Bez tego nawet roczne trzymanie kogoś w izolatce skutkować będzie tym, że po wyjściu z ośrodka pierwsze kroki skieruje do monopolowego.


No tak, tu masz rację.
Wychodzi na to, że NIC nie da się zrobić. W obliczu tego faktu szkoda, że ludzie są na tyle obłudni, aby udawać, że cokolwiek mogą i uprawiają fikcję, dokładając do tego całą obfitą papierologię. Mozna by z tego spokojnie zrezygnować. Przecież to i tak nic nie daje...

oramge
Posty: 425
Rejestracja: 2013-11-22, 19:49
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski

Re: Co z rodzicami?

Postautor: oramge » 2015-12-28, 18:08

Burakowa pisze:Z mojego doświadczenia wynika, że w sytuacji patologicznego rodzina szkoła nie jest w stanie poprawić sytuacji ucznia. Pojawiają się problemy wychowawcze- uczeń np. kradnie, wyzywa innych, jest wulgarny, wszczyna bójki, prowokuje, nie uczy się, notorycznie opuszcza zajęcia itp..
Jeśli już się wykorzystało cały wachlarz nauczycielskich możliwości- wzywało rodzica, przekazało sprawę dalej (sąd rodzinny, dziecko dostało prokuratora, rodzic ma "najazdy" z opieki społecznej), a dalej uczeń stwarza zagrożenie dla siebie i innych w szkole i w zasadzie NIC SIĘ NIE ZMIENIA- CO JESZCZE MOŻNA ZROBIĆ?

Jeśli pozwolicie włączę się do dyskusji.
Z mojego doświadczenia wynika, że należy bardzo ostrożnie używać terminu "patologiczna rodzina". Ośmielę się nie zgodzić z tezą, że szkoła nie jest w stanie poprawić sytuacji ucznia. Rozumiem, że chciałabyś widzieć efekty swojej pracy już, a najpóźniej zanim dziecko opuści szkołę. A to niestety nie zawsze jest możliwe, bowiem uczeń osiąga samodzielność i dojrzałość intelektualną i moralną długo po ukończeniu szkoły nie dając tym samym nauczycielowi zadowolenia z wykonanej pracy i dostrzeżenia owoców tejże. Dlatego nauczyciele powinni kształtować i trenować w sobie cechę, która nazywa się "długomyślność" - rodzaj cierpliwości i siły potrzebnej do opanowania gniewu i frustracji powstałych w następstwie niedostrzegania sukcesów i doświadczania porażek. Szkoła, a właściwie nauczyciele uczą, wymagają, nagradzają, "karzą", upominają, żartują, bawią się, poprawiają wymowę, wycierają nos, opatrują zadrapania i podejmują tysiące innych skutecznych działań edukacyjnych, wychowawczych i opiekuńczych. Jeśli o mnie chodzi, to zawsze pamiętam o tym, że szkoła i wychowawca nie są ostatecznymi narzędziami w kształtowaniu dojrzałości wyrażonej m.in. odpowiedzialnością dziecka, a potem dorosłego.
Jeszcze raz, z mojego doświadczenia, zdarza się, że z najgorszych rodzin dzieci wyszły na tzw. ludzi, a z najlepszych trafiły za kraty. Najczęściej powielają wyuczone zachowania. A społeczeństwo składa się z różnych klas, nawet wtedy gdy nazywa/ło się bezklasowe.

Burakowa
Posty: 180
Rejestracja: 2015-03-20, 07:28
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: warmińsko-mazurskie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: Burakowa » 2015-12-28, 22:12

Niestety, nie mam takich doświadczeń. Wszystkie 'trudne" dzieci z przeszłości (sprawiający ogromne sytuacje wychowawcze) obecnie są albo w zakładach penitencjarnych albo na najlepszej drodze, aby się tam znaleźć (są alkoholikami, drobnymi przestępcami, narkomanami, są bezrobotni, bo nie zdobyli żadnego wykształcenia).
Nie piszę tu o normalnych dzieciach, którym zdarzają się wyskoki, ale właśnie o PATOLOGICZNYCH rodzinach (alkoholizm, bezrobocie, przemoc).
Jestem praktykiem- nie bujam w obłokach, nie lubię ogólników i cenię sobie prawdę. Jakakolwiek by ona nie była. Pomoc szkoły w przypadku tych najtrudniejszych uczniów nadal moim zdaniem jest żadna. Nawet jeśli jakiś trudny uczeń jakimś cudem wyjdzie na człowieka, to na pewno nie dzięki szkole.
Ps. Moi gimnazjaliści, a nawet uczniowie sp (mówię o tych najtrudniejszych) nie dają sobie wycierać nosów i mają gdzieś moją dobrą wolę. Są już tak wypaczeni, tak zdemoralizowani, że nie mogę do nich trafić ani słowem, ani uczynkiem. Manipulują, wykorzystują, kłamią. Nie potrafią też zrozumieć, że ktoś chce dla nich dobrze. Nie przyjmują tego. Nie są w stanie współczuć komukolwiek (nie ma w nich za grosz empatii). Wyrządzanie innym krzywdy sprawia im chorą przyjemność.

majowa
Posty: 89
Rejestracja: 2014-04-26, 14:43
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: podkarpackie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: majowa » 2015-12-28, 22:30

Każda terapia jeśli ma być skuteczna wymaga dobrowolności i zaangażowania obu stron. Terapia pod przymusem jest terapią tylko z nazwy.

Burakowa
Posty: 180
Rejestracja: 2015-03-20, 07:28
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: warmińsko-mazurskie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: Burakowa » 2015-12-28, 23:44

Czyli NIE DA SIĘ POMÓC KOMUŚ, KTO TEGO NIE CHCE.
Dlaczego więc ciągle się od nas tego wymaga? Mamy być cudotwórcami? Mam sprawić, żeby rodzicom się zachciało? Nastolatkowi żeby się zachciało? Czemu się mnie z tego rozlicza? :crazy:

oramge
Posty: 425
Rejestracja: 2013-11-22, 19:49
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski

Re: Co z rodzicami?

Postautor: oramge » 2015-12-29, 15:32

Żadna terapia pod przymusem nie przynosi oczekiwanego skutku.
Żadna praca pod przymusem .. reszta j/w.

Burakowa pisze:Ja np. kilkanaście lat muszę pracować w miejscu, którego nie cierpię, ale nie rzucam pracy, ponieważ mam dzieci na utrzymaniu. Muszę je wychować, odziać, nakarmić, wykształcić. I mam motywację, żeby to robić. W końcu tylko dla nich tu na tej paskudnej ziemi żyję. Inaczej już mogłabym bez żalu stąd odejść.


Czy twoje dzieci naprawdę potrzebują takiej ofiary? Nie boisz się, że będą powielały wyniesioną z domu postawę i ktoś życzliwy będzie chciał ich wyrwać z tego patologicznego stereotypu i umieścić czasowo w jakimś ośrodku gdzie odpoczną i zmienią perspektywę?? A ich ojciec?
Sama jesteś dobrym dla siebie przykładem, zmień perspektywę i zobacz: przymuszana do pracy jesteś nieszczęśliwa i nie widzisz efektów (są albo rzeczywiście ich nie ma), a innych chcesz do pracy zmuszać.

Burakowa
Posty: 180
Rejestracja: 2015-03-20, 07:28
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: warmińsko-mazurskie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: Burakowa » 2015-12-29, 16:54

Czy twoje dzieci naprawdę potrzebują takiej ofiary? Nie boisz się, że będą powielały wyniesioną z domu postawę i ktoś życzliwy będzie chciał ich wyrwać z tego patologicznego stereotypu i umieścić czasowo w jakimś ośrodku gdzie odpoczną i zmienią perspektywę??

Nie obarczam dzieci problemami z mojej pracy. Nie zaniedbuję ich. Mam dla nich czas. Opiekuję się nimi. Są bardzo dobrymi uczennicami chwalonymi w swoim środowisku, odnoszę wiele pozaszkolnych również sukcesów.

A ich ojciec?

Jest uczciwym, ciężko pracującym człowiekiem. Kocha je nad życie.
Sama jesteś dobrym dla siebie przykładem, zmień perspektywę i zobacz: przymuszana do pracy jesteś nieszczęśliwa i nie widzisz efektów (są albo rzeczywiście ich nie ma), a innych chcesz do pracy zmuszać.


W domu, wraz z rodziną jestem BARDZO SZCZĘŚLIWA. Cenimy sobie wspólnie spędzany czas, mamy ze sobą bardzo dobre relacje. Jedynym powodem mojej frustracji i niezadowolenia jest praca, której nie mogę porzucić, bo muszę zarabiać na życie. Ofiara się jak najbardziej opłaca. Dopóki nie znajdę jakiejś innej możliwości, będę pracowała tam, gdzie będę miała możliwość. Problemy związane z pracą zostawiam na wycieraczce. Gniew wylewam tam, gdzie nie robię mojej rodzinie krzywdę. Gdybyś znał mnie osobiście, w życiu być nie powiedział, że to ta sama osoba z forum- sprawiająca wrażenie rozgoryczonej. Jestem uśmiechnięta, miła, sympatyczna, bardzo pracowita, dzieciaki za mną przepadają, moja poprzednia klasa płakała za mną (jak skończyło mi się u nich wychowawstwo) i chcieli pisać "petycję w tej sprawie, moje własne dzieci są wspaniałe i bardzo je kocham. Jak widzisz, daleko mi do patologii, wysuwasz zbyt daleko idące wnioski.
Robi mi się niedobrze jedynie na wieść o kolejnych "reformach", kolejnych nonsensach i na widok mojej budy- z powodu złego zarządzania nią i kwaśniej atmosfery (niezależnej ode mnie).

Jak widzisz, moja sumienność i troska o rodzinę stanowi silną motywację do podejmowania nielubianej przeze mnie pracy (nie ze względu na uczniów). A mój stosunek do absurdów oświatowych nie powoduje zaniedbywania dzieci. Moja miłość do nich jest większa niż moja miłość do siebie samej. I nie odczuwam tego jako wielkiego poświęcenia. Właśnie z tego powodu.
Natomiast jeśli sugerujesz, że działanie na przymus odnośnie kogokolwiek może się nie sprawdzić, to mogę się z Tobą zgodzić. Ale w takim układzie nie bardzo wiem, jak pomóc dzieciakom z patologicznej rodzinie (skoro rodzicom się nie chce ich kochać, a ja nie mogę ich- ani nikt- do tego zmusić). I w zasadzie można zaprzestać wszelkich działań, bo są one nieskuteczne (pisząc wszelkich mam na myśli biurokrację z tą związaną oraz te śmieszne sądy rodzinne wyznaczające kuratorów).

Burakowa
Posty: 180
Rejestracja: 2015-03-20, 07:28
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: warmińsko-mazurskie

Re: Co z rodzicami?

Postautor: Burakowa » 2015-12-29, 16:58

Miało byc: moje dzieci odnoszą wiele sukcesów pozaszkolnych.
Gniew wylewam tam, gdzie nie robię mojej rodzinie krzywdy
z patologicznej rodziniy

Sorry za te końcówki i inne błędy, które może przeoczyłam, już ledwo widzę na oczy, uczę się kilka godzin z rzędu każdego dnia i chyba zaczynam wysiadać.

oramge
Posty: 425
Rejestracja: 2013-11-22, 19:49
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski

Re: Co z rodzicami?

Postautor: oramge » 2015-12-29, 20:03

Burakowa pisze:Jestem praktykiem- nie bujam w obłokach, nie lubię ogólników i cenię sobie prawdę. Jakakolwiek by ona nie była.

Rzeczywiście na chwilę zmieniłaś perspektywę i zaczęłaś opowiadać historię zupełnie innej osoby. Pomiędzy nimi nie ma żadnego związku. Czasami się tak zdarza, że w jednym ciele są dwa odrębne światy.


Wróć do „Szkolna codzienność”