Burakowa pisze:A co byś proponował? W końcu wg mojego pomysłu ich dzieci przebywałyby w ośrodku, a to kosztuje. Zakładając, że nie mają pieniędzy na utrzymanie swych pociech, niech zapłacą chociażby pracą.
Dobrze Burakowa, ale jak chcesz kogoś przymusić do pracy? To już nie te czasy, gdy istniał obowiązek pracy. Jak ktoś nie chce pracować, to nic mu nie zrobisz. Część będzie pracować na tak zwanego odczepnego, część nawet markować pracy nie będzie. I co dalej? Do więzienia? To byłby powrót do feudalizmu.
Pomijam już tu sam fakt, że pracy dla ludzi o niskich kwalifikacjach jest mało. Zatem, by dać pracę komuś, kto nie chce pracować, musiałabyś odebrać ją komuś, kto pracować chce. A to deprawujące, bo z jednej strony osoba uczciwie pracująca dostaje lekcję, że lepiej być birbantem niż się starać i jakoś próbować uczciwie żyć. Poza tym, ktoś tę pracę zleca. Zamiast zatem jakości, którą uznawał za zadowalającą, otrzyma jakość dużo niższą od tej, której potrzebuje.
Oczywiście, że można zacząć takim ludziom zlecać prace np. na rzecz samorządu, jak odśnieżanie chodnika czy grabienie liści. Ale znowu. Najpierw musisz zatrudnić kogoś, kto ludzi tych będzie pilnować. Ktoś tę prace musi odebrać. A jeżeli taki pacjent cały dzień będzie się opierać o szuflę, to co mu zrobisz? Co więcej, dlaczego mamy odbierać tę pracę innym chętnym, bo zazwyczaj ktoś do jej wykonania za pieniądze się zgłasza.
Burakowa pisze:Dodam tylko, że w ten sposób można by było w końcu uświadomić (albo chociaż próbować to robić) rodzicom, że są za swe dzieci ODPOWIEDZIALNI. Jeśli to zły pomysł, ciekawa jestem Twoich propozycji.
W twoim modelu wygląda to mniej więcej tak. Odbieramy ludziom dzieci, naruszając istniejące jakieś więzi rodzinne (nie wnikam teraz w to, czy te więzi są prawidłowe), a następnie kierujemy tych ludzi do pracy przymusowej. Ja gdybym był takim ojcem, to ostatnie co bym odczuwał, to głęboką zadumę nad sobą i namysł nad ścieżką życia, jaką obrałem. Raczej bym złośliwie sabotował pracę innych samemu się leniąc, a może i bym coś z roboty takiej zwędził, jeśliby się dało. Pamiętaj, że mówimy o ludziach, którzy mają zupełnie inny system wartości i ich hierarchię.
Twój pomysł wydaje mi się być niezły, jeżeli zastosujemy go do tzw. klasy średniej. Tyle, że w klasie średniej taka sytuacja najpewniej nie zajdzie, bo istnienie takich okoliczności jest mocno związane z istnieniem tzw. podkultury, a zatem kultury właściwej grupom społecznym, które kiedyś określilibyśmy mianem lumpenproletariatu. Nie zdziwiłbym się wręcz, gdyby ci ludzie uważali swoje zachowanie, które doprowadziło do sytuacji opisanej na początku dyskusji za normalną, bo sami wynieśli podobny wzorzec z domu.
Moim zdaniem właściwsze byłoby odżałować pieniądze z publicznej kasy i potraktować to jako inwestycję. W tym sensie, że zamiast zmuszać ludzi do pracy próbować pracować z nimi. Dotrzeć do przyczyn takiego a nie innego zachowania, próbując im przekazać wartości powszechne w społeczeństwie. Ale tego się nie da zrobić ot tak, dekretując jednym podpisem prezydenta. Do tego trzeba by zmiany systemu i wyciągnięcia milionów pracujących z nędzy i pokazanie jasnej zależności, że praca jest przyczyną dobrobytu, a jej brak przyczyną nędzy. Obecnie niestety tak nie jest.