edzia pisze:Nie. Formalnie tu nie ma mowy o żadnej współpracy (choć oczywiście jest dopuszczalna) oraz nie dotyczy opinii czy pomysłu. Tu samorząd uczniowski ma napisać do OP wniosek o nadanie szkole imienia. I to jeszcze musi zaproponować tego samego patrona, co rada pedagogiczna i rada rodziców. Oczywiście, najlepiej jest, jeśli wszystkie te trzy organy współpracują ze sobą i zgodnie wnioskują. Ale co w sytuacji sporu? Jak w ogóle decyzja dzieci może być wiążąca? A jednak bez niej nie da się nadać szkole imienia.
Edziu, "wspólny wniosek" 3 organów wyklucza 3 oddzielne wnioski.
Formalnie współpraca jest narzucona, a nie wykluczona.
edzia pisze:Też byłam na czymś takim. Uczniowie podstawówki napisali wniosek do gminy o nadanie imienia szkole. Ponieważ patron był oczywisty i niekontrowersyjny, nie było problemu. Ale i tak działali pod kierownictwem nauczycieli, bo niby jak inaczej? A co gdyby uczniowie chcieli innego patrona?
To by pewnie nic z tego nie wyszło. I nie ma nic w tym dziwnego.
edzia pisze:Daje się uczniom prawa, których sami nie są w stanie unieść.
Dlatego nie działają w takich sytuacjach sami.
To naturalne, że osoby niedojrzałe, bez doświadczenia, nie potrafią w pewnych sytuacjach samodzielnie dziąłać.
Dlatego mowa jest o współpracy, a jak pracy własnej, to pod opieką dorosłych.
edzia pisze:Inny przykład.
Juz sytuacja, gdy klasa sie upiera, by takiego pajaca wybrać, czyli ten swój samorząd klasowy traktuje jako cyrk jest egzotyczna.
To jest margines, a nie norma.
Więc znów argumentem na zlikwidowanie czegoś jest 10% przypadków.
Nawet gdyby tak było, że klasa absolutnie nie daje się przekonać, to OK, zrzucam na pajaca określone obowiązki, na klasę zresztą też, po jakimś czasie pajac wymięka, klasa chce innego przedstawiciela i sytuacja wraca do normy.
Druga opcja - preferowana - "dociera się" i przestaje być pajacem.
Jeśli natomiast nie i problem narasta, to oznacza, że klasa potrzebuje "opieki specjalnej" i szczególnej uwagi i pracy wychowawczej.
W takich sytuacjach samorząd klasowy jest nieistotny, nie ma co zwracać na to uwagę.
Gdy ratuje się człowiekowi życie, to nie ma co utyskiwać, że masaż serca łamie żebra.
edzia pisze:Pewnie, uczniom może służyć jako popychadło w kontaktach z nauczycielami czy dyrektorem, czy ogólnie do załatwiania spraw klasowych. Ale w rzeczywistości i tak różni uczniowie załatwiają, niekoniecznie przewodniczący, zresztą ileż tych spraw jest! I tak inni przecież mogli wychodzić z jakąś inicjatywą, a przewodniczący często szarogęsząc się, powodował konflikty w klasie.
Przepraszam,a czy w tej przykładowej klasie to wychowawcy nie ma do jasnej cholery?
A może jest jakaś dupa wołowa, która pozwala na eskalację takiej sytuacji?
edzia pisze:Formalnie w skład samorządu uczniowskiego wchodzą wszyscy uczniowie szkoły, a nie tylko przewodniczący + zastępca + ewentualnie skarbnik i sekretarz. To wiecie, prawda? Jednak w rzeczywistości "działają", ewentualnie czują uprawnienie do podejmowania decyzji te 4 osoby.
A to już zależy od tego wybranego przedstawicielstwa, nauczycieli, nie tylko opiekuna samorządu.
Samorząd szkolny przecież może współpracować z samorządami klasowymi - to łącznicy - i szukamy osób, które chciałyby się uaktywnić.
Decyzje mogą być podejmowane przez to ścisłe grono lub za pośrednictwem samorządów klasowych możemy poznać zdanie większej liczby uczniów. Że o ankietach na ten przykład nie wspomnę, choć referendum w każdej sprawie się nie robi.
edzia pisze:Pojawiły się bowiem rozbieżności co do organizacji uroczystości. Były na tyle istotne, że prawie podzieliły wieś.
Mniejsza o to. Ale w takim razie jak uważacie - czy w sprawach spornych, a bardzo istotnych samorząd uczniowski (tu: rada rodziców) nie powinien zrobić jakiegoś zebrania wszystkich i przynajmniej przedyskutować problem, zebrać jakieś głosy, opinie wszystkich uczniów (tu: rodziców), czy też sam (te 4 osoby) autorytatywnie działać, realizując osobistą politykę?
Te rozbieżności i kłótnie dzielące wieś pojawiłyby się i tak
Bez względu na to, czy formalnie istnieje samorząd, rada rodziców itp.
edzia pisze:Chcę jednak zwrócić uwagę na fakt, że z jednej strony samorząd uczniowski (ale rada rodziców też) ma uprawnienia, z których nie korzysta lub których nie może udźwignąć, a z drugiej jeśli trzeba faktycznie coś zrobić, to czasem organy te w swej strukturze uwłaczają, ograniczają.
Nieprawda.
Takich uprawnień jest garstka, a tego, co mogą zrobić całe taczki i znów promile decydują
ja wiem doskonale, że można zrobić wiele, jestem też świadom trudności.
ALE JEŚLI NAUCZYCIEL - TEN, KTÓRY MA WŁAŚNIE TE TRUDNOŚCI POKONAĆ - RACZEJ MNIE PRZEKONUJE, ŻE NIEMA SENSU, TO SORRY, ALE WYMIĘKAM.
RZUĆ TO W DIABŁY, Z TAKIM NASTAWIENIEM WIĘCEJ SZKODY NIŻ POŻYTKU BĘDZIE.
Jeśli ktoś mnie przekonuje, że samorząd formalnie utworzy nie daje rady, ale nieformalne grupy uczniów by dały, to mogę się jedynie w czoło popukać.
edzia pisze:Przy czym nie tylko to jest w szkole fikcją.
FIKCJĄ TO JEST TROCHĘ SZKOLNYCH PRZEPISÓW.
A TO CO SIĘ W SZKOLE DZIEJE, TO JEST NAJPRAWDZIWSZA RZECZYWISTOŚĆ ... CHYBA, ŻE SIĘ KTOŚ POSTARA, TO ZE SWOJEJ PRACY TAKIE UDAWANIE ZROBI.
Życzę pozytywnego i optymistycznego nastawienia do pracy w nowym roku szkolnym.