dushka pisze:marakuja pisze:Dlaczego szkoła nie stara się o odebranie praw rodzicielskich tej zdemoralizowanej rodzinie? Uwierz mi, postraszenie odebrania praw rodzicielskich działa na rodziców jak płachta na byka- z róznych powodów, niekoniecznie z miłości do dzieci.
O to spytaj Cytryn. I uwierz mi - nie zawsze tak działa. niektórym byłoby całkiem na rękę, gdyby pozbyli się
ciężaru
Ależ szkoła bardzo się stara. Sprawa ciągnie się trzeci rok i końca nie widać. Na razie nad dzieckiem opiekę sprawują dziadkowie- obydwoje bardzo nieudolni wychowawczo. Boją się zresztą wnuczka( szantażuje, że jeśli nie otrzyma tego, co chce, pobije młodsze rodzeństwo). Więc chłopak robi, co chce i nikogo się nie boi. A moja rola sprowadza się do pisania opinii do sądu co jakiś czas.
Jak to nic? Sąd rodzinny jest od tego, żeby zajął się tym dzieckiem i informował szkołę jakie podejmuje kroki. Szkoła nie jest samotną placówką na bezludnej wyspie, tylko wspłópracuje z innymi instytucjami.
I znów odsyłam do Cytryn.
Sąd rodzinny sprawę "mnonitoruje" . A dzieciak się marnuje w środowisku, które sprzyja jego dalszej demoralizacji. A ja dostaję "wskazówki", że mam pracować z uczniem "indywiudalnie".
I jeszcze jedno- naprawdę myślisz, że nie próbowałam "serdecznością"? Już nie zliczę, ile było rozmów. Kurtkę mu dałam, bo w bluzce latał( dziadek nie umiał dopilnować, żeby porządnie ubrany z domu wyszedł ubrany). Podwoziłam do domu, bo potrafił nie trafić ze szkoły do domu( na noc dopiero, a zadawał się z chłopakami od siebie starszymi - bandytami już właściwie). I nawet tę kanapkę ode mnie dostał...I chwaliłam go( starałam się wypatrzeć czegoś dobrego, zauważyć, pochwalić każdą notatkę w zeszycie, któą chciało mu się zrobić). I wiesz co? Szedł potem na korytarz , na przerwę i bił pierwszego lepszego, bo krzywo na niego spojrzał.
Chłopak potrzebuje- na moje oko- dyscypliny, kogoś, kto by się nim zajął na co dzień, przypilnował, n i e bał się go, kogoś , kto by go kochał i mądrze tę miłość okazywał. Ja to wiem. Ale mu tego n i e dam, bo nie mam jak. A moje odruchy "dobrego serca" (współczucie, chęć pomagania) bezczelnie wykorzystywał, kłamał, brał, co mu się dawało, a potem potrafił porysować szyby w samochodzie i bluźnić.
Wiele rozumiem, ale czuję się bezradna. Przecież go nie zaadoptuję. Sąd rodzinny- sprawa w toku. POlicja- wszystko wiedzą. Szkoła naprawdę robi, co może( pisma śle, chłopak przebadany w Poradni, opnie reguralnie dostarczane do sądu- solidne, bez owijania w bawełnę, konretne)- I NIC.
Każdy zorientowany widzi i rozumie, że pobyt chłopaka w domu dziadków źle wpływa na jego rozwój , a dziadkom bardziej na pieniądzach, które z tego tytułu otrzymują, zależy, niż na wnukach. Widocznie...nie ma dokąd chłopaka dać. Nie ma rodzin zastępczych, nie ma żadnych porządnych ośrodków wychowawczych, gdzie by mu może pomogli. Pewnie(obym była złym prorokiem) przyjmie go w końcu jedna instytucja- więzienie. Jak skonczy te 18 lat. I będą go "resocjalizować".
Pracuję już trochę i myślę, że na pewnym etapie "serdeczne słowo" naprawdę...nie wystarcza. Wcale nie zmienia. Chłopak nie myśli trzeźwo. On może robić, co chce. Jeśli jednak spotykają go konsekwencje złego zachowania( np. ostrzegano go, że odbierze mu się prawo do jakiejś szkolnej rozrywki, jeśli nadal będzie się bił, wyzywał dzieci itp..) czuje się skrzywdzony, niesprawiedliwie potrakotwany, nie przyjmuje do wiadomości, że przecież ostrzegano go, że takie zasady obowiązują wszystkich w szkole. Zawsze "ci inni" są winni, źli. Kłamać potrafi ogromnie przekonująco, na początku dawałam się nabierać.
Kiedy mimo jego próśb, łez( potrafi płakać na zawołanie, na zawołanie też potrafi przestać) pozostawałm nieugięta ( musiał ponieść konsekwencje)- dawał wyraz ogronje złości, niepohamowanej nienawiści do mnie, rzucał się na ziemię, trzaskał drzwiami, klął, mówił, że się zemści itp..
Nie jestem psychologiem. Myślę, że powinien mieć jakąć terapię, ale...znów. Kto by go woził ze wsi do odległego o kilkadziesiąt km miasta na te spotkania? Kto by tego dopilnował?
Pewnie, że źle to wszystko jest urządzone. Ubolewam nad tym.