Na ostatnim szkoleniu usłyszałam, ze nauczyciel powinien sprawdzić pracę domową
w s z y s t k i m dzieciom, albo nie zadawać jej w ogóle. Jak praca domowa jest jedo- dwuzdaniowa to jeszcze może dam radę( albo jakiś rysunek itp.). Ale kiedy zadam do domu opowiadanie, albo napisanie listu...albo coś innego dłuższego nieco- to jakim cudem miałabym to sprawdzić? A nie zadawać w ogóle...? Przecież dzieciak musi gdzieś poćwiczyć...
Po drugie- plan roczny jest do kitu. Należy tworzyć plany trzymiesięczne, bo tylko te są wiarygodne. Niby dobrze brzmi, ale...Jeśli ja mam co trzy miesiące biegać do dyrk. z planem do klasy VI, V, Ig, IIg, IIIg...to się znów zakopię w papierach. Mam roczny plan i dla mnie jest oczywiste, że ulega on modyfikacji i dzieje się to naturalnie, na bieżąco. Plan to taki szkic, mam się czego trzymać. Po co na k a ż d y rok mam pisać szczegółowe plany na trzy miesiące..? I za każdym razem zaznaczać- tu to musiałam tak, a w tej klasie inaczej, a tu o...jeszcze inaczej...To bez sensu. Na co to komu? Przecież dyr. i tak nie będzie tego czytał, choćby z braku czasu, a ja niepotrzebnie stracę czas na kolejną pisaninę.
Podobno ma to zagwarantować "sukces egzaminacyjny". Boże, jak ja bym chciała mieć więcej czasu na NAUKĘ w szkole. Bo kiedy siedzę po nocach analizując kolejny "próbny sprawdzian" to już nie mam czasu, żeby ciekawą lekcję przygotować.
Przesiedziałam na tym "szkoleniu" trzy godziny , a dowiedziałam się tego, co już wiem- że mam realizować podstawę programową i standardy, koniec kropka. I że każda klasa ze wszystkich standardów MOŻE OISĄGNĄĆ 0,7, a jeśli nie osiąga, to nauczyciel jest za to odpowiedzialny, i powinno się imienną listę wywieszać( kto w czym nawalił, np. pani od przyrody nie nauczyła dzieci zadania ze standardu 3.4, a pani do posliego ze standardu 1.2, zatem klient( czyt. uczeń) ma prawo być niezadowolony, a na nas jest "paragraf" za takie coś.
Są gdzie jakieś normalne szkolenia, które mają choć trochę sensu? Wyniósł ktoś z nich jakieś naprawdę "złote rady"?