Postautor: Cytryn » 2009-01-30, 19:24
A mi przeszkadza nonszalancja, zbyt duża swoboda wobec nauczyciela. Np. (wybaczcie brzydkie słowo) uczennica do nauczycielki "kiedy pani wreszcie tę próbę zrobi, bo burd...*** w szkole jest?" Albo "da pani te testy, czy nie...?"( kiedy tłumaczę coś przed rozdaniem testów). Denerwują mnie też głupie komentarze na lekcjach( i nie sposób zamknąć ust komentującym), np. na pytanie "czy narrator jest wszechwiedzący?"- "taaa...on jest nawalony!".
Ciągłe zwracanie uwagi nic nie daje. Patrzę na tych młodych ludzi( a mówię też o tych, którzy niegłupi są i mają dobre wyniki w nauce) i myślę sobie, że prywatnie takie osoby omijałabym szerokim łukiem. Pyskate, roszczeniowe, niekulturalne, kłótliwe, aroganckie, czasem chamskie po prostu, operujące słownictwem z rynsztoka( wyrywa się nawet piątkowym uczniom). Smutno mi.
Kiedyś częściej się uśmiechałam, byłam bardziej pogodna, lubiłam uczniów. Teraz idę do szkoły ze strachem, że znów coś się złego wydarzy( a to uczeń z klasy wyleci, bo nie potrafi się opanować, a to mój wychowanek kogoś pobije i znów będę musiała wzywać policję, a to się ktoś upije na szkolnej dyskotece, a to rodzic na mnie nakrzycxzy etc..) Do tego człowiek czuje się w tym wszystkim osamotniony, bo każdy dba o swój własny tyłek i znikąd pomocy i zrozumienia.
Surowość w postępowaniu, oschły ton, lekko kpiący, beznamiętność, nieangażowanie się to jedyny ratunek na przetrwanie w polskim gimnazjum.
Chciałabym, aby to wszystko się już skończyło. Nie chcę już patrzeć na zdemoralziwaną, klnącą i pustą młodzież, ani słuchać, że "nie jest tak źle", kiedy właśnie jest strasznie źle i coraz gorzej z roku na rok.