Belfrzyca pisze:Najśmieszniejsze było to, że o ten tytuł upominali się nauczyciele którzy stosunkowo mieli nam najmniej do zaoferowania. Jak dla mnie to leczenie kompleksów.
Oddziel, jak pisze @vuem,
jakość nauczania poszczególnych profesorów od wymagania tytułowania profesorem, bo to nie ma znaczenia. Wszelkie skojarzenia, jakoby to o wywyższone tytułowanie ubiegali się nauczyciele mierni, powinnaś odrzucać i ogarnywać problem bardziej obiektywnie.
Jeśli szkoła ma tradycję takiego tytułowania lub chce do niej wrócić po być może niezauważonym umknięciu, to ktoś
musi to młodzieży powiedzieć, bo nie zawsze można liczyć na dobry przykład starszych roczników. Ktoś
musi poprawić, wymagać, przypominać. Nie każdego nauczyciela na to stać. Bo wielu nauczycieli, jak ty, traktuje ten zwyczaj jako coś sztuczego, przesadnego. Uważają oni, że zdobędą sympatię młodzieży, jak nie będą tego zwrotu wymagać, jak powiedzą młodzieży, że są tylko magistrami i że nie potrzebują profesorowania, bo na to przecież nie zasługują. To taka namiastka kumplostwa, powiedziałabym.
A jak już któryś nauczyciel zacznie wymagać profesorowania, zwraca młodzieży uwagę na to tytułowanie, tłumaczy, poprawia, to go zaraz inni zjeść chcą, że wymusza, że szuka dowartościowania, że nie zasługuje, że jest śmieszny, że zakompleksiony, itd. Na pewno popsuje to jego relacje z uczniami.
Dla nauczycieli starej daty jest to
naturalne. Bierz więc z nich dobry przykład, a nie kajaj się za to, że nie zasługujesz, bo niby jesteś tylko magistrem. Nie bądź na siłę hiperformalna.
Belfrzyca pisze:zwracałam się w ten sposób do nauczycieli w liceum i pamiętam jaki wewnętrzny bunt w nas to wywołało.
Nie mogło ci przejść przez gardło słowo profesor? Nikt ci nie wytłumaczył, że taki zwyczaj, a nie formalność? Musiałaś doszukiwać się podtekstów, jakoby to o tytuł ten upominali się nieudacznicy, a wartościowym nauczycielom wystarczyło "proszę pani"? W dorosłym życiu też tego
zwyczaju nie rozumiesz?
vuem pisze:Zaakceptowałabyś sytuację, gdy część Twoich uczniów przestaje Ci mówić dzień dobry, bo dochodzi do wniosku, że nie masz za wiele do zaoferowania, więc na szacunek nie zasługujesz?
Belfrzyca pisze:Nie widzę analogii z Twoim przykładem z "Dzień Dobry".
Analogia bardzo dobra! Zobaczysz, @Belfrzyco, że nadejdą i takie czasy, że trzeba będzie się upominać u młodzieży o "dzień dobry". Ale rozumiem, że używanie tego bardzo popularnego jeszcze dziś zwrotu grzecznościowego będzie uzależnione od samej młodzieży? Otóż komu zechce ona okazać szacunek, bo ten ktoś
zasłużył sobie, temu powie "dzień dobry", tak? Wymagać, upominać się, a przez to i
wychowywać przecież, broń Boże, już nie będzie wolno, bo to sztuczne, śmieszne i niezasłużone!
Czy do lekarza zwracasz się per "panie doktorze"? Co wtedy czujesz - buntujesz się wewnętrznie przeciwko takiemu niesłusznemu tytułowaniu, czy jest to dla ciebie naturalne?