Witam wszystkich!
Kiedy wspominam lata szkone zawsze na myśl przychodzą mi lekcje prowadzone przez jedną z profesorek, które opierały się na dyktowaniu notatki z żółtych, rozlatujących się kartek. Pewnie miały ze 20 lat, najwazniejsze jednak, że co rusz przypominała nam, że ciągle wyszukuje dla nas nowe wiadomości i każdego roku szkolnego prezentuje inny materiał. Oczywiście to miał byc tylko straszak, że nie wystarczą zeszyty starszego brata czy siostry.
Do rzeczy, jestem teraz po drugiej stronie, po kilku latach zrobiło mi się to samo. Czy macie podobne doświadczenia z pracy? Jak przygotowujecie się do lekcji?
Pozdrawiam