Byłabym daleka od uzurpowania sobie prawa do jakiegokolwiek sukcesu pedagogicznego.
Musimy pamiętać, że nauczyciel pracuje z żywym człowiekiem i to od jego potencjału zależy to, co osiągnie.
Jeżeli nasze działania padną na podatny grunt - mamy wynik. Jeżeli nie - klapa.
Zastosowanie tych samych metod czy działań raz da wynik - innym razem nie. Bo odbiorcą tych działań jest uczeń - jak chce lub mu wyjdzie, to mamy "sukces". Jak nie - wyprujesz sobie flaki, a efekt zerowy.
Czy sukcesem jest to, że mam finalistę Polski? Po prostu trafił sie zdolniacha, a ja to wykorzystałam.
A może o sukcesie pedagogicznym świadczy podany w restauracji przez kelnerkę wielki, kolorowy drink od eleganckiego konsumenta z sąsiedniego stolika wraz z małą karteczką "dziękuję, dzięki pani wyszedłem na ludzi" ??
Głupie pytanie o ten SUKCES...