I znowu końcówka czerwca, i znowu czasem sale lekcyjne świecą pustkami. Ale pochwalę się: w mojej klasie wychowawczej frekwencja niemal stuprocentowa, zaś ci, których brakuje, mają naprawdę solidne ku temu powody
Ba, dodam, że już po wystawieniu ocen udało mi się od uczniów wyegzekwować zarówno zrobienie pięknych projektów (o dziwo niektórzy postarali się bardziej, niż dotychczas, wzięli sobie do serca moje niezadowolenie, że do poprzedniego projektu wiele osób się za bardzo nie przyłożyło), jak i napisanie testu końcoworocznego, mimo, że żadna z tych prac nie podlegała już tradycyjnej ocenie, służyła bardziej samoocenie. Taki mały sukces, a jak cieszy! Teraz wprawdzie też będziemy oglądać film, ale nie pozwolę sobie na to, by uczniowie bezmyślnie gapili się w ekran: przygotowywaliśmy się do tego filmu wcześniej, zdobywaliśmy wiedzę z zakresu kultury, będzie on swoistym ukoronowaniem kilku lekcji, będziemy się zastanawiać, jakie są różnice między tym, co już wiemy a tym, co zostało nam przedstawione a podczas oglądania uczniowie będą rozwiązywać różne zadania. Zapowiedziałam, że uczymy się do samiuśkiego końca
Mam nadzieję, że następną moją klasę też mi się uda tak ułożyć pod tym względem...