W mojej szkole nikt nie przejmie moich obowiązków. Raczej mi ich próbują dokładać. Np. moja dyr. się dziwiła, że jeszcze nie biorę udziału w konkursie wokalnym dla gimn.( kiedy w sobotę mam koncert, w sobotę i niedzielę szkolenie, w środku tygodnia wieczorny koncert i apel, potem sb i nd znów szkolenie, do tego oczywiście normalne lekcje).
Próbuję się bronić, przed dyr. nawet się popłakałam- rzekła, że dam sobie radę i świetnie sobie radzę i pogoniła na szkolenie. A ja już gwiazdy w oczach miałam, tak sobie radzę!Moja dyr.jest pracoholiczką, sama nieomal nocuje w szkole, bierze sobie strasznie dużo na głowę i od nas tego wymaga. Nie ma sensu z nią rozmawiać.
Sprzęt w szkole umiem obsługiwać tylko ja( no bo jestem muzykiem i musiałam się nauczyć). Koleżanki z pracy zazwyczaj mnie proszą( prośba wzmocniona poleceniem dyr.) o rozkładanie i składanie sprzętu na każdy apel Proponowałam, że przeszkolę ludzi, jak się obsługuje sprzęt( nie jest to takie skomplikowane), ale ...nikt nie chce. Dyr. nie zależy, a nauczyciele się bronią nogami i rękami. Łatwiej powiedzieć "nie umiem"...i zwalić na mnie...
Muszę wytrzymać ten rok. Potem mogę się starać o urlop zdrowotny.
1. rada o zwolnieniu moim zdaniem jest dobra - najwyżej wielkie oczy dyr zrobi, ze wreszcie NIE DAŁAŚ RADY - może to go zmusi do myślenia, że nie każdy daje sobą orać
Nie zrobi wielkich oczu tylko mnie ochrzani i wyleje na mnie całą swoją złość.