katty pisze:Robi się tego całkiem sporo i dodanie tym dzieciom jeszcze jednej rzeczy do "ogarnięcia" wydaje się ponad ich siły. Poza tym mam tylko 2 razy po 45 minut, żeby nauczyć całą gromadkę dzieci języka obcego (w klasach młodszych nie są dzielone) i naprawdę szkoda mi zmarnować którąkolwiek z nich. Pisanie tematu zajme im teraz dobre kilkanaście minut. Kilkanaście minut, podczas których tak naprawdę języka się nie będą uczyć.
bardzo się cieszę, że nareszcie znalazł się ktoś, kto podziela moje zdanie. Klasy I-III to jedyny moment, kiedy można nauczyć dzieci komunikacji, nigdy później nie będą tak otwarte, ani tak komunikatywne. Ja wprowadziłam zeszyty pod presją dyrektora, ale kiedy widzę, jak dzieci, walczą, wpisując notatkę do zeszytu, szkoda mi tego zmarnowanego czasu.
Naprawdę nie pojmuję tego belfrowskiego przyzwyczajenia do zeszytów. Dzieciaki mają się przede wszystkim nauczyć się komunikacji, a zeszyt i robienie notatek to rzecz poboczna, notatki w zeszycie mają wspomóc dziecko w uczeniu, a nie być esencją lekcji. Sprowadzenie nauki języka obcego do zrobienia notatki w zeszycie to jakaś pomyłka. Właśnie dlatego Polacy, mimo tego, że uczą się języka od przedszkola, są jednym z narodów najgorzej mówiących po angielsku w Europie. Bo nauczyciele zamiast skupić na ćwiczeniu mówienia, na uaktywnianiu biernego słownictwa, na komunikatywnym używaniu gramatyki, każą uczniom przepisywać kilometrowe listy słówek czy suche zasady gramatyczne. I żadne zmiany podstaw programowych, żadne fundusze europejskie czy tablice interaktywne, ani nawet wkroczenie w XXI wiek nie pomogą, jeśli nie zmieni się mentalność samych nauczycieli (czy dyrektorów, w moim przypadku.)
W klasach początkowych SP dzieci nie są w stanie korzystać z takich form nauki - nie są w stanie uczyć się z notatki, uczyć się od siebie, pracować w grupach (aczkolwiek pracę w parach wprowadzam). Podsumowując mój długi wywód, zeszyt w klasach I-III to marnotrawstwo czasu.