Może się na tym nie za bardzo znam, ale uważam, że gdyby nie było tego podziału na grupy wg stopnia "zaawansowania", to te dzieci uczyłyby się tego samego, według tych samych wymagań, na piątkę musiałyby umieć to samo, na dopa też, bo przecież uczyłby ich ten sam nauczyciel. Te dzieci uczyły się do tej pory w podstawówkach tego samego, w tym samym najczęściej wymiarze godzin, są więc na tym samym poziomie zaawansowania. I tego trzeba by się chyba trzymać.
Podział na grupy (uważam, że sensowny) ma jedynie ułatwić pracę nauczycielowi (no, jednemu ułatwia, drugi zaś ma gorzej, bo musi więcej ich nauczyć). Zdolniejszym uczniom ma ten podział umożliwić lepszą naukę, niespowalnianą przez jednostki słabsze, a nie umożliwiać słabszym uczniom otrzymanie lepszych ocen za dużo niższe wymagania. W obu grupach piątkę powinno się dostawać mniej więcej za to samo (tak, jakby uczył je ten sam nauczyciel), jedynie w tej lepszej grupie łatwiej jest zdobyć piątkę (bo tamtejsi systematycznie pracowali i pracują, nadrabiali zaległości i ich teraz nie mają, pilnie się uczyli lub są zdolniejsi), a w słabszej grupie trudniej o tę piątkę. Ale obie piątki mają (powinny mieć) tę samą wartość, uważam.
Poza tym obowiązuje teraz obie grupy, zdaje się, ta sama podstawa programowa, obie będą w przyszłości zdawać taki sam egzamin gimnazjalny.
Dlatego uważam, że należy stawiać obu grupom jednakowe (w miarę) wymagania na poszczególne oceny, różnicowane jedynie tym, co zawsze różnicuje wymagania różnych nauczycieli.
Uważam też, że samo nazewnictwo tych grup (zaawansowana, podstawowa) nie jest chyba adekwatne. Teoretycznie obie grupy uczyły się bowiem tego samego w podstawówkach, więc są na tym samym poziomie zaawansowania, jednak na różnym poziomie osiągnięć.