Napisałam w powitaniu troszkę o swojej sytuacji.
Pracuję od 4 lat w świetlicy SP. Jestem polonistką i logopedą. Pracujemy w dużej szkole i w naszej świetlicy jest kilka osób, które łączą część etatu przedmiotowca z godzinami na świetlicy. Te osoby nieraz sporo lat czekały na wolne miejsca, by dostać godziny swojego przedmiotu. Dyrekcja wie od początku, że bardzo chcę pracować zgodnie z moimi kwalifikacjami. Ale jeden raz zostałam już pominięta - dyrekcja zatrudniła osobę z zewnątrz na pół etatu logopedii.
W przyszłym roku będzie więcej klas czwartych. Nasze cztery polonistki już ich nie obejmą, nawet z nadgodzinami.
W tym roku prowadzę koło literackie. Dostałam cały miesiąc zastępstw z polskiego z powodu hospitalizacji jednej z polonistek. Na jedną z moich lekcji przyszła pani wicedyrektor i wystawiła mi bardzo pozytywną opinię.
Korzystałam z okazji i przez ten miesiąc harowałam jak wół. Byłam w szkole od godziny 7.45 do 17, codziennie - po 3-4 lekcjach polskiego miałam jeszcze 5-6 godzin świetlicy. W domu przygotowywanie lekcji. Pozwolono mi robić i sprawdzać kartkówki i wypracowania. Naprawdę mam poczucie, że dałam z siebie wszystko (mimo że jeszcze wychowuję samotnie troje dzieci).
Skończyłam zastępstwa i rozmawiałam z panią dyrektor. Ale ona zupełnie nie jest przekonana, żebym to ja dostała te godziny języka polskiego w przyszłym roku. Dlaczego??? Wiem, że pani wicedyrektor jest jak najbardziej za mną.
Wolą znów zatrudnić kogoś z zewnątrz? Ale ja mam chyba jakieś atuty? Znam dzieci! Znam szkołę. Kocham język polski. Wydałam niedawno książkę. Bardzo lubię dzieci, a i one mnie lubią.
Strasznie się denerwuję. Chyba padnę do marca, do przydziału godzin.
Jak mogę jeszcze poprawić swoją sytuację startową do tego języka polskiego?