Co zrobić z uczniem w klasie VI sp, który ma trudności z odczytaniem prostego zdania ( i zrozumieniem go)? Nie umie pisać ze słuchu (ma jakieś tam deficyty, poradnia stwierdziła upośledzenie słuchu fonematycznego), nie rozróżnia do dziś niektórych liter (głównie mylą się mu dwugłoski), nie jest w stanie napisać trzysylabowego wyrazu, w których te dwugłoski występują. Na lekcjach się setnie nudzi, ponieważ wszystko, co robimy z dzieciakami jest dla niego za trudne. Przepychaliśmy go ze względu na ten deficyt (i ogólnie niską sprawność intelektualną), ale jak długo można? Mam wrażenie, ze uczeń się uwstecznia, nie podejmuje już żadnych wysiłków w celu usprawnienia umiejętności czytania (i pisania), nie ma wsparcia w domu, a na lekcji nie mam czasu przy nim siedzieć. Pracuje, jeśli nad nim wiszę i litera po literze mu mówię, co ma pisać, ale przecież nie mam na to czasu mając pod opieką 20 uczniów! Ponieważ dorasta, zaczyna coraz bardziej się buntować, przeszkadza, dokucza innym (głównie bierze się to z nudy i niemożności osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu). Błędne koło. Jak mu pomóc?
Poradnia nam nie pomoże, poza tym chłopak nie ma żadnych orzeczeń. Oczywiście jasnym jest, że nie zaliczy żadnego sprawdzianu czy egzaminu zewnętrznego, więc wyniki obniży nam strasznie. Nie jego to wina, ale i tak wywołuje w nas frustrację (bo nasza wina też nie, ale takowa z pewnością w razie czego zostanie stwierdzona!). Co robić? Jak ja mam go traktować na polskim? Przepychać dalej ze świadomością, że nie opanuje żadnego materiału (nie jest w stanie i ja o tym wiem)? Trzymać w jednej klasie aż do osiemnastki? Nie wiem...