Podłączam się pod temat, bo nie chcę zakładać kolejnego, a problem mam podobny i nie mam pojęcia już, co robić. Pracuję 30 lat, a nigdy tak konfliktowych dzieciaków nie uczyłam.
Mam, a właściwie miałam do poniedziałku 20 uczniów w klasie 1. Połowa klasy uczęszczała do zerówki, którą uczyłam, a druga cześć dzieciaczków dołączyła do klasy we wrześniu. Te, które dołączyły, to dzieci miłe i spokojne, bez problemów. Te, które miałam w zerówce, to dzieci nadpobudliwe, a wśród nich kilkoro agresywnych, wszczynających konflikty właściwie w każdej minucie dnia. Wracam z pracy w takim stanie, jakbym wrzuciła 2 tony węgla do piwnicy.
Z problemem walczyłam już w zerówce. Nie znalazłam zrozumienia u rodziców tych dzieci. Jedna matka nieudolna wychowawczo spuszcza głowę, macha ramionami albo płacze. Druga twierdzi, że dziecko jest aniołem, a ja się tylko czepiam. Trzecia stwierdziła, że nie powinnam dziecku pisać uwag w dzienniczku, bo uwagi demotywują dziecko i nie powinnam od niej wymagać, by nauczyła dziecko empatii, bo to dla dziecka jest za trudne. Czwarta tylko głupio się uśmiecha, kiwa głową, przytakuje, by po pewnym czasie powiedzieć, że jej dziecko nie jest problemowe, to inni stwarzają konflikty, a dziecko jest tylko ofiarą. Piąta w ogóle obecnie się ode mnie odcięła i przepisała dziecko do równorzędnej klasy, bo zachwiałam jej życie prywatne. To dziecko jest z innego związku, a partner obecny, z którym ta pani ma drugie dziecko, nic o złym zachowaniu przysposobionego syna nie wiedział. Ona chciała tylko, aby partner jednakowo traktował dzieci, więc ukrywała przed nim problemy. Traf chciał, że na wezwanie do szkoły przyszedł partner i o wszystkim się dowiedział, co go bardzo wkurzyło. Jeśli o mnie chodzi, to decyzja tej mamy jest dla mnie zbawieniem, bo chłopczyk to osoba dominująca nad zespołem klasowym, był jakby guru dla klasy i stwarzał mi najwięcej problemów, był najbardziej agresywny.
Wszystkie dzieci (5 problemowych) przebadałam w poradni w klasie 0 oraz pierwszej. Dzieci mają 3 razy w tygodniu zajęcia terapeutyczne z różnymi pedagogami, nagradzam/motywuję zachowanie dzieciaków codziennie (nalepki, słodkości, telefon do rodziców, wyróżnienie klasowe, pochwała itp.)a mimo mojej codziennej pracy tłuką się na okrągło miedzy sobą i innymi dziecmi, szarpią, szczypią, popychają, kopią się, nie respektują zakazów, nakazów, nie wypełniają polecen nauczyciela, jeden chłopczyk to nawet miętosi dzieciom policzki, wykręca rece i uszy. Do tego trzeba jeszcze dołożyć brak skupienia uwagi na lekcjach, brak odrabiania prac domowych, złe przygotowanie do lekcji, chodzenie po klasie, zabieranie lub niszczenie cudzych rzeczy. Jednym słowem MASAKRA
Teraz pomyślałam, jak dominant uciekł do innej klasy, to może jest okazja na zmiany. Tylko, co zmienić? Jak zmienić? Nie mam już pomysłów. Poradźcie coś kochani.