Postautor: nastawienie » 2015-10-13, 17:49
U mnie prym w gadulstwie wiodą chłopcy.
Dziewczynki wiedzą, że jeśli rozmawiać na zajęciach mogą, to szeptem. Najczęściej wtedy kiedy kolorują. Za to chłopcy. Są wszędzie. Przy stoliku, pod stolikiem, u kolegi na kolanach, na ścianie, pod biurkiem, na dywanie. I na 12 chłopców, tylko 3 jest taka z którą da się pracować.
Próbowałam wszelkich zasad. Kropki zielone/czerwone, chwalenie, nagradzanie, rozmowy z dziećmi i rodzicami, rozsadzanie, mówienie szeptem mam opanowane już do perfekcji, za chwilę wprowadzę przekazywanie poleceń językiem migowym, kto mnie słyszy klaśnie raz czy chcę powiedzieć kilka słów znają ale co z tego skoro usłyszą ale nie słuchają.
Kompletnie nic.
Jak ma ochotę na drugie śniadanie to bierze i wyciąga. Nie ma znaczenia, że jest dopiero po przerwie (bo oczywiście na przerwie nie ma czasu, bo trzeba biegać i krzyczeć) albo że pracujemy z książką. Chce coś powiedzieć koledze? Ależ oczywiście. Ryknie przez całą salę, mimo że kolega siedzi koło niego.
Zauważyłam, że ich to głównie trzyma po weekendzie. Problem w tym, że łikend trwa dwa dni, a oni do siebie dochodzą przez dwa - trzy dni. I dopiero w czwartek (przy dobrych wiatrach, w środę) da się z nimi pracować tak, że każdy wie co się dzieje na lekcji.