W ubiegłym tygodniu miałam okazję być na dwóch konkursach wokalnych: jeden dotyczył poezji śpiewanej, drugi piosenki, tak ogólnie.
I tu moje pytanie, bo zgłupiałam: wydawało mi się zawsze, ze w poezji śpiewanej słowo powinno stać na pierwszym miejscu, i że nie jest to miejsce na popisy wokalne. Tymczasem szanowane jury nagrody przyznało tym, którzy pięknie- co prawda- zaśpiewali, ale to był taki przerost formy nad treścią, że szkoda gadać. Ozdobniczki, falseciki, piosenki bardziej kabaretowe, literackie-ale jakieś udziwnione- jednym słowem jeden wielki popis i show. Nie wiem, może ja mamut jestem, ale za moich czasów poezja śpiewana to była POEZJA, której towarzyszyła dyskretnie muzyka, najlepiej wykonywana na "żywo"( a nie z płyt). Może ja nie na czasie jestem? Zmieniło się coś od tamtego czasu?
Drugi konkurs zniesmaczył mnie nagością gimnazjalistek, które prężyły się w rytm zmysłowych piosenek o miłości. Nie za młode na takie teksty i takie ruchy są przypadkiem, czy może znów- czepiam się?
Z racji tego, że mam grupę wokalną muszę na owe konkursy jeździć. Jeśli w jury siedzi pan radny, pani z biblioteki i emerytowany nauczyciel, to wiadomo, ze ocena będzie pt. "bo mi się tak podobało", no ale żeby profesjonaliści tak oceniali....? To ja już się pogubiłam, i nie mam pojęcia, jak tych wokalistów przygotowywać, aby mieli jakieś szanse w ogóle.
Teraz taka moda, że ma być głośno, dziwnie, im więcej ornamentów muzycznych, tym lepiej, i im krótsza spódniczka? Hę?