Uczę już kilka lat w gimnazjum i ciągle mam ten sam problem, który dotyczy dzieci potencjalnie nadających się do uczenia specjalnego. Naciski rodziców i innych "aniołów stróżów" wprawiają mnie w dysonans. Jak ja mam uczyć takie dzieciaczki skoro: po pierwsze wiedza, którą niosę jest dla nich nie dostępna (nic nie pojmują), po wtóre jest im zbędna.
Jeśli też zmagacie się z tym problemem, jak sobie radzicie?