Mam ciężki orzech do zgryzienia.
Jest dziewczynka. Ma ogromne, ogromne problemy intelektualne, orzeczenie dostała już w przedszkolu ze względu na znacznie obniżoną sprawność intelektualną. W klasach 1-3 poczyniła ogromne postępy, ale były to postępy na miarę jej możliwości - w dalszym ciągu jest (obecnie 4 klasa) na bardzo niskim poziomie. W maju 2007 poprosiłam PPP o ponowne jej przebadanie pod kątem upośledzenia umysłowego. I co? Po ciężkich bojach poradnia łąskawie się zgodziła, ale: owszem, okazało sie, że tak jak podejrzewałam mała ma upośledzenie lekkie, tyle, ze mam tylko wyniki badań Wechslerem i Bender Koppitz'em, a na orzeczeniu PPP tego nie napisze, "żeby dziecku drogi nie zamykać"...
Szlag mnie trafia, usłyszałam, że dopiero jak dziecko nie zda, wydadzą orzeczenie o upośledzeniu umysłowym w stopniu lekkim. Ale to właśnie brak tego orzeczenia na piśmie jest zamknięciem drogi! Dziewczynka nawet jak zostanie drugi rok w tej klasie nie zabłyśnie nagle intelektem. Ona po prostu musi być prowadzona zupełnie innym programem, to jest dziecko, które nie zapamiętuje tabliczki mnożenia, prawie nie czyta (jedynie sylaby i proste wyrazy), nie pisze z pamięci (bardzo mocno zaburzony słuch fonematyczny), myślenie przyczynowo-skutkowe w powijakach, grafomotoryka na bardzo niskim poziomie....
Strasznie mi tej małej żal, ona stara się jak może, ale na razie nie ma praktycznie żadnych sukcesów. I nie będzie ich miała, dopóki nie będzie miała obniżonych wymagań. A tego nie mogę zrobić, jeśli nie mam orzeczenia...
I co ja mam zrobić? Czy mogę iść do innej poradni z wynikami badań, i (z rodzicami oczywiście) starać się o orzeczenie o upośledzeniu? Dodam, że rodzice naprawdę w porządku - chciałabym, żeby wszyscy tacy byli Robią dla małej co tylko sie da, rozumiejąc przy tym jej ograniczenia...