Między humanizmem a behawioryzmem – różne spojrzenia na stymulację dzieci.
Małgorzata Kościelska zauważa, ze podstawowy kanon pomysłów terapeutycznych realizowany z upośledzonymi w rozwoju dziećmi, obejmuje dwa podstawowe nurt. Mówiąc o nich niezwykle ogólnie pierwszy z nich „polega na wzbogacaniu środowiska dziecka w bodźce pobudzające aktywność” a drugi” na uczeniu dużo i w przemyślany sposób” ( Kościelska M. 1995 s. 205) Pierwszy z nich wiąże się z humanistyczną (niedyrektywna) a drugi z behawioralna (dyrektywną) koncepcja terapii.
U podstaw myślenia behawioralnego leżą bardzo proste prawa warunkowania instrumentalnego polegające w swej istocie na wykorzystaniu faktu, ze organizmy żywe maja tendencje do powtarzania zachowań przynoszących im korzyść (nagrodę), a unikania zachowań powodujących skutki nieprzyjemne (karę). Istota nauczania jest manipulowanie nagrodami i karami (chociażby w postaci wycofania nagrody). Terapeuta zorientowany behawioralnie używa w swojej pracy różnorodnych kar i nagród, zaś terapeuci zorientowani humanistycznie w swojej pracy nie używają ani nagród (nawet pochwał) ani kar.
Hanna Olechnowicz wyraźnie zaznacza „zgodnie z zasadami terapii niedyrektywnej powstrzymywaliśmy się od wydawania dzieciom poleceń, udzielania nagan, ale także pochwał. Pochwała bowiem jest sygnałem akceptacji warunkowej – może zostać wycofana, a wtedy przekształca się w karę” (Olechnowicz H. 1995 s. 18)
Manipulowanie karami i nagrodami przez nauczycieli wynika z ich przekonania iż widzą co dla dzieci jest dobre. terapeuci zorientowani humanistycznie tego nie wiedzą: Wychodzimy z założenia, że każda żywa istota dąży instynktownie do tego, co dla jej rozwoju jest korzystne. Nie zdarza się przecież, by słonecznik odwrócił się od słońca. Żaden kot nie ułoży się w zimnym miejscu – wybierze cieplejsze. Nie zdarza się przecież by szczeniak uciekał od sutka matki. Czy dziecko ludzkie jest głupsze od słonecznika? czy dziecko upośledzone lub autystyczne jest na pewno pozbawione odczuwania takich samych potrzeb jak dziecko zdrowe? Czy my z wyżyn naszej wiedzy akademickiej, na pewno wiemy lepiej co potrzebne jest dziecku, które zachowuje się „patologicznie”? Doświadczenie zdobyte w klubie przekonuje nas bezspornie, ze dzieci zawsze „wiedzą” (czy cudzysłów na prawdę jest konieczny?) co sprzyja ich rozwojowi i równowadze psychobiologicznej i czynnie ku temu dążą” (Olechnowicz H. 1999 s. 13) behawioryści nie podzielają tego typu myślenia: „dzieci niepełnosprawne umysłowo nie skorzystają wiele z sytuacji, w której same projektują swój program nauczania lub systemu charakteryzującego się dużą liczba takich zajęć” (Lovaas O.I 1993 s. 2008) „Może to zabrzmieć okrutnie, lecz jeśli nasze dane są prawidłowe, to dobrze zaprogramowane hierarchiczne i „autorytarne” otoczenie jest najlepszym środowiskiem dla niepełnosprawnych dzieci” (tamże s. 282)
Wydaje mi się, że zarysowana powyżej kontrowersja stanowi podstawowy problem metodyczny w nauczaniu niepełnosprawnych dzieci. Problemem jest ile w terapii powinno być wymagań, a ile humanistycznego „podążania za dzieckiem”? Myślę, ze dla wszystkich terapeutów jest oczywiste, że i jedno i drugie podejście jest potrzebne. Problemem jest dobre wyważenie proporcji obu podejść. Problemem jest także świadomość nauczycieli do czego dążą i umiejętność wyjścia w rolę osoby stawiającej wymagania jak i umiejącej się z nich wycofać.
Bibliografia:
Kościelska M. „Oblicza upośledzenia” Wydawnictwo naukowe PWN W-wa 1995 r.
Lovaas. O.I. „Nauczanie dzieci niepełnosprawnych umysłowo” WSiP W-wa 1993 r.
Olechnowicz H. „Jaskiniowcy zagubieni w XXI wieku. Praca terapeutyczna z małymi dziećmi” WSiP W-wa 1999 r.
Jak kogoś zainteresowało to dyskusję na ten temat prowadzę tu (i to z mamą dziecka):
http://www.pion.pl/forum/phpBB2/viewtopic.php?t=1518