676: A wyobrażasz sobie inne działanie? To, co piszesz to właśnie jedyna dostępna w tej sytuacji opcja. Mam podejrzenie - najpierw grzecznie, acz stanowczo proszę ucznia o przedstawienie zawartości plecaka. Z zasady muszą być obecni jacyś świadkowie, nie wyobrażam sobie takiej akcji "w cztery oczy" - no bo jak wtedy udowodnić cokolwiek? Np. że uczniowi rzeczywiście nie zginęło wtedy 100 zł?
Jeśli - jak to ujmujesz - idzie na współpracę to sprawa szybko zostaje wyjaśniona. Bo tez i zazwyczaj oznacza to niewinność. Przepraszam i proszę o wyrozumiałość. Taki zawód mam.
Jeśli opiera się to oczywiście nie rewiduję na siłę i własnoręcznie bo byłoby to z mojej strony skrajną głupotą (może w plecaku jest bomba i ja ją niechcący zdetonuję? ). Wtedy plecak rekwiruję i wzywam służby mundurowe.
Co do twojej wizji "państwa policyjnego" to raczej nierealizowalne. Tzw. "zwykły obywatel" nigdy nie uzyska uprawnień tego typu, bo na jakiej podstawie? Co innego osoba odpowiedzialna za "ład i porządek" gdzieś tam. Taki "pilnowacz" powinien dbać o Twoje (i innych) bezpieczeństwo, więc będzie sprawdzał. Jak kontroler w autobusie, ochroniarz w sklepie, nauczyciel w klasie, policjant na imprezie, strażnik na lotnisku itepe.
P.S.:
Co do mojej córki - miałem niedawno taką sytuację. W jej klasie dzieci zgłaszały notoryczne ginięcie mniej lub bardziej cennych drobiazgów. A to pierścionek z plastikowym oczkiem, a to telefon, a to cały piórnik. Raz nawet portfel. Pani przyjmowała skargi i czekała. Jednego razu miarka się przebrała. Zginęły cztery opakowania mleka. Pani zatrzymała dzieci i poprosiła o otwarcie tornistrów. Wszystkie bez oporów pokazały, co tam mają. Jedna dziewczynka nie. Powiedziała, że na pewno nie ma u niej nic wartego uwagi a poza tym nie musi nic pokazywać.
Będę długo wdzięczny tej pani, gdyż w sposób zdecydowany i przy udziale reszty dzieciaków stanowczo zażądała otwarcia plecaka pod groźbą wezwania policjantów. Poskutkowało - w plecaku "znalazły się" cztery, lekko nadgniecione kartoniki z mlekiem. Złodziej został ujawniony i Pani zaprosiła rodziców na spotkanie ze sobą i Dyrektorką.
Na razie nic więcej nie zginęło. Kilku rodziców (w tym matka dziewczynki) zadbało o piękne podziękowanie - jakieś tam kwiatki, czy coś. I po sprawie.
I absolutnie nikt nie spisywał protokołów, nie filmował, nie wzywał świadków z okolicznych wsi i nie robił z tego medialnej szopki. Nie przysłużyłoby się to i skruszonej dziewczynce i jej mamie i całej klasie. Ani na pewno nie pomogło w pracy innym nauczycielom. Wyobrażasz sobie artykuł w lokalnej gazecie "Szkoła złodziei!", "Mała kleptomanka ujęta!", "Mlecznym skrytopijcom nasze zdecydowane: NIE!". Po co to komu? Albo jeszcze reportaż w TVN.
W szkole dzieci i młodzież uczą się życia i uczą się uczciwości. Czasem naprawdę lepiej jest załatwić sprawy jak rozsądni ludzie, na uboczu i po cichu. Na przykład po to, aby nikomu już na starcie nie przekreślać szansy na przyszłość.