edzia pisze:Więc dopiszę: Nawet rzetelnie wystawiona ocena jest postrzegana przez uczniów często jako subiektywna, a co dopiero obarczona lekkim błędem! Dlatego musisz przyjąć założenie, że każda ocena jest rzetelnie i sprawiedliwie wystawiona, zaufać nauczycielowi, bo to on się zna wystawianiu ocen zna (no, powinien się znać), a uczeń niekoniecznie.
Nawet wtedy, gdy stronniczość bądź nierzetelność w ocenianiu jest jawna, a nieraz i nawet bezczelnie okazywana? Równie dobrze można by przenieść Twoją retorykę na grunt codziennego życia nierzadko dawno już dorosłych ludzi.
Wtedy należałoby przyjąć, że każdy mandat wystawiony przez zatrzymującego Cię do kontroli policjanta jest nałożony słusznie. Likwidujemy więc nadzór nad policjantami i możliwość skierowania sprawy do sądu grodzkiego? Przecież wielu kierowców ma wątpliwości co do słuszności mandatów nawet, jak one bezdyskusyjnie są słuszne. To nic, że mojemu ojcu policjant być może przez pomyłkę, a być może z premedytacją próbował kiedyś wmówić zignorowanie zakazu skrętu (którego, jak okazało się w sądzie grodzkim, nigdy nikt nie stawiał na tamtej ulicy!), policjant zna się na wystawianiu mandatów, a kierowca niekoniecznie, i zawsze trzeba policjantowi zaufać, tak?
A kiedy sprzedawczyni w sklepie oszukuje Cię przy wydawaniu reszty na kwotę 20 złotych? Też nie protestujesz, bo to ona jest sprzedawcą, i to ona się zna na operowaniu pieniędzmi, niekoniecznie Ty? A kiedy Urząd Gminy wydaje mocno niekorzystną dla Ciebie decyzję administracyjną? Te często są skutkami błędów rachunkowych... Gdybyśmy wszyscy, o maluczcy, ufali urzędom bezgranicznie, i nie mieli możliwości weryfikacji ich pracy i odwołania się od ich decyzji..! Gorzej by było, niż w niejednym totalitaryzmie.
Pomyśl sama, chciałabyś sama być poddawana takiej ocenie, jakiej proponujesz? Ja w związku z tym, co piszesz, i w związku z tym, co słyszę na co dzień od kolegów i koleżanek, także tu, na forum, proponowałbym rozwiązanie dokładnie odwrotne - uznawanie za każdym razem, że nauczyciel
się myli i weryfikowanie ocen przez niego wystawionych. Jeżeli zajdzie taka potrzeba nie tylko za pomocą uzasadnień, ale i niezależnie przez innego nauczyciela. Za dużo tych pomyłek, obecnie są one
prawdziwą plagą, i nie jest wykluczone, że działania nieodpowiedzialnych nauczycieli zniszczyły już życie niejednej osobie!
Zawód nauczyciela jest tak samo odpowiedzialny, jak zawód lekarza czy policjanta! Mówimy to o kształtowaniu młodych umysłów! Ktoś musi to nadzorować!
Inna sprawa, że ocenianie jest, przynajmniej dla mnie, bardzo trudne i czasem bardzo trudno ustrzec się przed subiektywizmem. Dlatego w razie potrzeby trzeba poprosić nauczyciela o uzasadnienie oceny. Bywało u mnie czasem tak, że na prośbę ucznia o uzasadnienie, po głębszym zastanowieniu się zmieniłam ją na korzyść ucznia. Ale bywało i tak, że po głębszym zastanowieniu się powinnam uczniowi obniżyć wcześniej wystawioną ocenę i po uzasadnieniu przyznawał mi rację.
I tak to powinno wyglądać.
Chociaż najczęściej słyszymy "moja ocena jest zasadna, i już!". Jeżeli w ogóle ktoś zechce z nami na ten temat rozmawiać...
No, ale nauczyciele pewnie lepiej znają się na swoich obowiązkach, i ja niekoniecznie muszę wiedzieć, że oni obowiązku uzasadniania ocen niby nie mają, nie?
Tu się chyba dalej nie rozumiemy... Nie zamierzam zwalniać nauczyciela z odpowiedzialności, ale i nie zamierzam przyjmować do wiadomości, że problemy wychowawcze pogłębia tylko zły nauczyciel.
No, a gdzie ja napisałem, że TYLKO zły nauczyciel pogłębia problemy wychowawcze?
Szczerze... nie wiem, musiałabym dłużej pomyśleć. Może po prostu odpowiednia ocena pracy nauczyciela przed dyrektora? Wiem jednak, że ograniczenie autonomii (do wersji tu przez Was proponowanej) nie zlikwiduje problemów z nierzetelnym (zakładam, że faktycznie nierzetelnym) ocenianiem. Nauzyciel za pomocą oceny ma nie tylko ustalać stan wiedzy i umiejętności, ale też kształtować pożądane zachowania, wychowywać, dawać poczucie szeroko pojętej sprawiedliwości.
Tylko, że od kształtowania zachowań typu odpowiedni ubiór są oceny z zachowania, a nie z wiedzy, a poczucia sprawiedliwości nie wywoła się łamiąc zasady dotyczące oceniania, które zostały ustalone odgórnie i podane do publicznej wiadomości, nie uważasz? Osiągniemy tu raczej coś dokładnie odwrotnego. Ukażemy, że zasady są nic nie warte, o ile ma się dość wysoką pozycję, by pozwolić sobie na ich olewanie, że sprawiedliwość to jednostronnie obowiązujący (słabszego) nakaz.
Sprytnie manipulujesz tu chwytliwymi hasłami!
Zastanów się jednak, jaką reakcję wywoła (
powinno wywołać) u dziewczyn zastosowanie tego pomysłu? Czy zrozumieją one w końcu, że ŁAMAŁY USTALONE ZASADY dotyczące właściwego ubioru?
A. Czyli jeżeli ktoś złamie zasady, można złamać zasady wobec niego, tak? Dziwne - mnie zawsze uczono, że takich ludzi kara się w granicach i na podstawie ustalonych wcześniej zasad, tak, by to jednak sprawiedliwość tryumfowała.
Tutaj dziewczyny otrzymały całkiem inny, zły dość wzorzec, o którym pisałem w poprzednim akapicie. Załatwi to może problem nieodpowiedniego ubioru, ale na krótką metę, a ponadto - zrodzi kilka nowych. Dziewczyny zaś co najwyżej nabiorą strachu do nauczyciela, a nie szacunku do zasad.
Módl się nauczycielu, żeby potem żadna z nich nie została kimś, od kogo będzie zależeć Twój los.
N.p. pracownikiem kontroli skarbowej, który się "pomyli", ale przecież "lepiej zna się na swojej pracy".
Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...